Kaczka Katastrofa natychmiast podbiegła do szyby i z szeroko otwartymi oczami zaczęła kręcić szyją na prawo i lewo.
Gdzie, gdzie? Nie widzę! - zawołała.
Pan Kuleczka spojrzał na nią trochę nieprzytomnym wzrokiem.
Czego nie widzisz? - zapytał.
No, jak to? Tego, co się leje z nieba. Przecież w ogóle nic się nie leje! Jest piękna pogoda! - powiedziała Katastrofa.
Właśnie - wtrącił się Pypeć. - To właśnie to znaczy. Jest gorąco.
Ty zawsze wszystko musisz wiedzieć! - obraziła się Katastrofa.
A ty nigdy nie chcesz słuchać! - odpowiedział Pypeć.
Zanosiło się na awanturę.
Tymczasem Pan Kuleczka przyglądał się Bzyk-Bzyk, która z wyraźnym zadowoleniem przechadzała się po rozgrzanej szybie. Czuł lekkie drżenie w sercu: choć nigdy nie widział muchy spadającej z szyby, a nawet z sufitu, to i tak bał się, że Bzyk-Bzyk zaraz spadnie. Inne muchy to co innego, ale Bzyk-Bzyk była jego muszką.
A może pójdziemy do parku? - powiedział ni z tego, ni z owego.
Tak, tak - zawołali chórem Pypeć i Katastrofa, a Bzyk-Bzyk zabzyczała radośnie. Po awanturze nie pozostało ani śladu.
Weźmiemy wiaderko i łopatkę i zbudujemy największy zamek w całej piaskownicy - zawołała Katastrofa.
I jeszcze popuszczamy plastikowe stateczki na stawie! - dodał Pypeć.
A ja pojeżdżę na rowerku - przypomniała sobie Katastrofa, która niedawno opanowała tę trudną umiejętność.
Ja też! - Pypeć nie chciał być gorszy - I zrobimy wyścigi samochodzików!
Bzyk-bzyk - zabzyczała Bzyk-Bzyk. Bardzo lubiła siadać na malutkich samochodzikach, popychanych przez Pypcia i Katastrofę.
Pan Kuleczka rozglądał się trochę bezradnie. Obawiał się, że to jeszcze nie koniec. Miał rację.
I weźmy blok i kredki, żeby to wszystko narysować - zaproponował Pypeć.
Dlaczego kredki? - zdziwiła się Katastrofa - Lepiej farby. Będzie ładniej.
Ja biorę kredki, a ty farby - zgodził się Pypeć.
I krem, i okulary, jakbyśmy się chcieli poopalać... - dodała Katastrofa.
Kiedy w końcu wyszli, wyglądali bardzo pięknie. Katastrofa jechała na rowerku. Na głowie miała wiaderko, pod jedną pachą łopatkę, a pod drugą pędzelki. Pypeć, w trzech parach ciemnych okularów, niósł w zębach blok rysunkowy. Do ogona miał przywiązany balonik, który w ostatniej chwili przyturlała Bzyk-Bzyk. Pan Kuleczka nie musiał już dużo dźwigać - tylko torbę z farbami i kredkami w jednej ręce, a koszyk z jedzeniem i piciem w drugiej. Przed domem zaczepił ich sąsiad, Pan Pinezka, i, nie wiadomo dlaczego, zapytał, czy się przeprowadzają.
W parku, wśród wielkich drzew, było naprawdę cudownie. Pan Kuleczka usiadł na ławce, a Pypeć, Katastrofa i Bzyk-Bzyk położyli wszystkie rzeczy obok niego i bawili się chyba przez dwie godziny. Najpierw w berka, a potem w chowanego. Trochę się zmęczyli, więc kiedy trzeba już było wracać do domu, Bzyk-Bzyk zasnęła, a Pypeć z Katastrofą nie bardzo mieli siłę nieść zabawki. Na szczęście Pan Kuleczka jakoś sobie ze wszystkim poradził. Musiało być w tym trochę czarów. A może po prostu odpoczął?