Sanki

- Na całej połaci śnieg... - śpiewał dość niezrozumiale Pan Kuleczka.

- Śnieg-śnieg-śnieg - mruczał bardziej po prostu Pypeć. Już od samego rana z szarych chmur leciały białe płatki. Pypeć nawet się zastanawiał, dlaczego śnieg nie jest szary jak chmura, ale nie zdążył nic wymyślić, bo Pan Kuleczka zawołał:

- Idziemy na sanki!

Więc na wszelki wypadek, żeby Pan Kuleczka się nie rozmyślił, od razu zaczęli się ubierać. Poszło im prawie błyskawicznie. Tylko na początku Pan Kuleczka nie mógł znaleźć kapelusza, ale kaczka Katastrofa wytłumaczyła, że zrobili z niego bocianie gniazdo, kiedy bawili się w statek piratów. Więc zaraz je przynieśli i przerobili z powrotem na kapelusz. Wystarczyło tylko wysypać ze środka trochę klocków i wyjąć kilka przytulanek. Potem nie mogli znaleźć butów Pypcia, aż wreszcie przypomnieli sobie, że Pypeć nie nosi butów. Już stali w drzwiach, kiedy Pypeć cicho powiedził, że mu zawsze zimno w ogonek. Więc Pan Kuleczka znalazł nożyczki i swoją starą rękawiczkę, odciął z niej palec i zrobił piękny pokrowiec na pypciowy ogonek. Pasował jak ulał. Już, już mieli znów wychodzić, gdy Pan Kuleczka zapytał:

- A co z Bzyk-Bzyk?

Rzeczywiście, wszyscy o niej kompletnie zapomnieli! Trochę się zawstydzili i znowu zaczęli poszukiwania. Niestety, Bzyk-Bzyk zniknęła na dobre! Pan Kuleczka mruczał coś o szukaniu muchy w stogu siana, choć żadnego siana tam nie było. Nie wiadomo, co by zrobili, gdyby nie Katastrofa, która nagle powiedziała bardzo głośno:

- Wiecie, co? Nie będziemy się przejmować taką jedną małą muchą!

Pan Kuleczka i Pypeć spojrzeli na nią i zmarszczyli brwi. Jak mogła tak mówić o kochanej małej Bzyk-Bzyk?! Ale zanim zdążyli ją skrzyczeć, Katastrofa zawołała jeszcze głośniej:

- A w ogóle czy ktoś kiedyś widział muchę na sankach? - i patrzyła to na Pypcia, to na Pana Kuleczkę, robiąc dziwne miny.

W tym momencie pompon na jej czapce poruszył się gwałtownie i gdzieś z jego głębi rozległo się pełne oburzenia "bzyyyyyyy!". A po chwili z pompona wydostała się Bzyk-Bzyk we własnej osobie. Okazało się, że się tam schowała, bo się bała, że nie będą chcieli jej wziąć. Ale kiedy usłyszała, co mówi o niej Katastrofa, nie wytrzymała - i tak wszystko się wydało.

Na sanki poszli wszyscy: Pan Kuleczka w kapeluszu, Katastrofa i Pypeć - w ciepłych kurtkach i czapkach z pomponami, a Bzyk-Bzyk - w wyłożonym watą dziurkowanym pudełeczku. Pan Kuleczka trzymał pudełeczko tak, żeby Bzyk-Bzyk wszystko widziała przez jedną z dziurek. Zjeżdżało im się fantastycznie. Górka była ogromna - chyba tak duża jak Pan Kuleczka, a może nawet jak Pan Kuleczka w kapeluszu. Padał śnieg, furkotał wiatr, powiewał szalik Pana Kuleczki i uszy Pypcia. Wszyscy byli zadowoleni. Katastrofa, bo to przecież ona znalazła Bzyk-Bzyk. Pypeć, bo nikt nie miał takiego pokrowca na ogonek jak on. A Bzyk-Bzyk, bo nazjeżdżała się więcej od Pypcia i Katastrofy! Oni byli duzi i musieli siadać na sankach na zmianę, a ona jeździła cały czas - w kieszeni Pana Kuleczki!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.