Rano wcale się nie bałem, tylko zwyczajnie - po śniadaniu bawiłem się z moim żółwiem przytulanką w ogródku. Bawiliśmy się w smoki i rycerzy. Najpierw ja byłem rycerzem, a mój żółw przytulanka smokiem, bo jest zielony, jak prawdziwy smok. Potem ja byłem smokiem, a mój żółw przytulanka rycerzem, bo ma pancerz, jak prawdziwy rycerz. Najpierw krzesło było moim zamkiem, a krzak porzeczek jamą smoka, a potem odwrotnie. Tylko królewna była cały czas ta sama. Od czasu do czasu przynosiła nam jabłka na talerzyku, chociaż nie pamiętałem, żeby królewny w jakiejś bajce karmiły na zmianę rycerzy i smoki.
Wszystko było dobrze i do tego momentu wcale się nie bałem. I nagle zrobiło się ciemno, jakby ktoś zgasił światło, a potem nagle jasno, jakby ktoś robił zdjęcie! - Grububum! - zaryczało coś z góry i zaraz potem spadły na mnie i mojego żółwia przytulankę wielkie krople.
- Mamo! - zawołałem do królewny i złapałem mojego smoka, a może rycerza, który znów zmienił się w żółwia przytulankę. Wbiegliśmy razem do domu. Mama szybko zamknęła drzwi i okna. Całe szczęście, bo za oknem działo się coś nie bardzo miłego, nawet dla rycerzy i smoków. Wiatr przeginał nasze drzewa w ogrodzie. Niebo zrobiło się granatowe. Deszcz nie tylko padał, ale w dodatku co chwilę uderzał w nasze okna, jakby ktoś chlustał wodą z wiadra. A najgorsze były pioruny i błyskawice. Grububum! Grubum!
- Mamo! Boję się! - powiedziałem i mocno się przytuliłem.
- Ja też się boję - powiedziała mama. - Nie lubię burzy.
Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć.
- To. to. to może poboimy się razem? - zapytałem w końcu. - Schowajmy się pod ten mój niedrapiący koc!
I tak zrobiliśmy. Schowaliśmy się pod mój niedrapiący koc - mama, ja i mój żółw przytulanka, zatkaliśmy uszy, żeby nie słyszeć grzmotów, i oglądaliśmy burzę za oknem, dopóki nie minęła. Dziś dowiedziałem się, że smoki, rycerze i królewny mogą żyć ze sobą w zupełnej zgodzie. Potrzebna jest do tego tylko burza i niedrapiący koc!