- Słońce świeci! - zawołałem.
Starałem się wołać jak najgłośniej, bo rodzice mieli jeszcze zamknięte oczy i w ogóle nie widzieli tego pięknego słońca. Udało mi się! Mama i tata otworzyli oczy i podskoczyli jak na sprężynce.
- Co się stało?! - krzyknęli równocześnie.
- Słońce świeci! - zawołałem i pobiegłem odsłonić zasłony. - Jedziemy na wyprawę! Pamiętasz, tato, wczoraj obiecałeś, że jak rano będzie świecić słońce, to pojedziemy do wesołego miasteczka? I świeci!
- Rzeczywiście, świeci - powiedział tata.
Mrużył przy tym oczy i wykrzywiał się, zupełnie jakby zjadł cytrynę. Jaką minę miała mama, nie mogłem zobaczyć, bo cała schowała się pod kołdrą.
- To co, jedziemy? - zapytałem.
- Ooooooooczywiście - ziewnął tata i nie wiadomo dlaczego też spróbował wsunąć się pod kołdrę. - Tylko trochę później. Jak ta mała wskazówka na zegarze przesunie się z samego dołu na te dwa kółeczka podobne do bałwanka.
I tata pokazał duży zegar na ścianie.
- Dobrze - powiedziałem, chociaż wczoraj tata nic nie mówił o żadnych kółeczkach ani bałwankach. - To ja poczekam.
I usiadłem na dywanie, żeby wyraźnie widzieć zegar, a zwłaszcza tę małą wskazówkę. Nie chciałem przegapić momentu, kiedy mała wskazówka przesunie się na te dwa kółeczka.
Siedziałem i czekałem. I czekałem, i czekałem. A ta wskazówka w ogóle się nie ruszała.
- Tato! - zawołałem w końcu. - Zegar się zepsuł! Ta wskazówka w ogóle się nie rusza!
- Rusza, rusza - wymruczał tata trochę niewyraźnie, ale jednak go zrozumiałem. - Chodź, wskocz tu do nas pod kołdrę, to zobaczysz.
Więc wskoczyłem między tatę i mamę, potem popatrzyłem na tę małą wskazówkę, a potem na chwilę zamknąłem oczy. Nie wiem, jak to się stało, ale kiedy je otworzyłem, mała wskazówka rzeczywiście była na tych dwóch kółeczkach, a nawet trochę dalej. Mogliśmy jechać do wesołego miasteczka!
Dziś dowiedziałem się bardzo dziwnej rzeczy: czasem, żeby coś szybciej zobaczyć, trzeba zamknąć oczy!