Bombka

Dzień dobry, nazywam się Wesoły Ryjek. Dziś od rana byłem zły. Zgubiła się gdzieś moja ulubiona bombka na choinkę. Taka w kształcie prosiaczka. Czerwona ze złotym ryjkiem. Piękna!

Od zeszłego Bożego Narodzenia trzymałem ją w pudełku na półce w szafce i patrzyłem na nią od czasu do czasu. A dziś chciałem spojrzeć i się nie dało, bo bombki nie było. I nawet pudełka nie było! Okropnie się rozzłościłem. Tupałem, krzyczałem, a nawet trochę płakałem. Nic nie pomogło. Szafka była, półka była, ale ani pudełko, ani bombka się nie pojawiły. Tylko mama przyszła i próbowała mnie pocieszać, ale ja wcale nie dawałem się pocieszyć. Tupałem, skakałem i już sam nie wiem, co robiłem, bo byłem okropnie zły.

Mama tylko pokiwała głową i wyszła, a ja z tej złości aż schowałem się pod łóżko. W najdalszy kąt. I powiedziałem, że wyjdę sto lat po Bożym Narodzeniu. Choć i tak nikt tego nie słyszał, oprócz mojego żółwia przytulanki.

Siedziałem pod łóżkiem i było mi strasznie niewygodnie, bo coś wciskało mi się w bok. W końcu złapałem to coś i chciałem wyrzucić jak najdalej, i wiecie co? Okazało się, że to było moje pudełko! A w środku leżała sobie spokojnie moja ukochana bombka! Wtedy sobie przypomniałem, że schowałem ją tam, żeby nikt jej nie mógł znaleźć. No i rzeczywiście! Prawie mi się udało.

Zacząłem krzyczeć, aż znów przyszła mama, ale zobaczyła, że tym razem krzyczę z radości, więc zaczęła podskakiwać i śpiewać razem ze mną.

Dziś dowiedziałem się, że lepiej nie chować nic tak, żeby zupełnie, zupełnie nikt tego nie mógł znaleźć. I że milej jest krzyczeć z radości niż ze złości.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.