Wilk

Dzień dobry, nazywam się Wesoły Ryjek. Dziś rano, jak tylko się zbudziłem, poczułem, że coś jest nie tak.

Po pierwsze, właśnie nic nie poczułem. To znaczy - żadnych zapachów. A rano mama zawsze robi mi kakao, i to jest właśnie ten zapach, który czuję na dzień dobry. A tu nic! Po drugie, poczułem drapanie w gardle - jakbym zjadł całą miskę papieru ściernego. A nie zjadłem nawet najmniejszego kawałeczka, naprawdę! Po trzecie, kiedy spróbowałem coś powiedzieć, poczułem, że ktoś zamienił mój głos. Bo kiedy zawołałem: "Mamo, mamo!", to zamiast tego usłyszałem: "Ghauu, ghauu!". Aż się sam przestraszyłem, bo to brzmiało jak wycie najprawdziwszego wilka.

Pomyślałem, że może połknąłem przez sen jakiegoś wilka i to on teraz tak ze mnie wyje. Ale potem pomyślałem, że chyba się jeszcze nigdy nie zdarzyło, żeby prosiaczek połknął wilka. Co najwyżej odwrotnie. No, ale wtedy to wilk byłby zdziwiony, gdyby zaczął pokwikiwać po prosiaczkowemu, zamiast po wilczemu wyć. Nie zdążyłem pomyśleć nic więcej, bo do pokoju wpadła mama z kubkiem kakao, które wciąż nie chciało pachnieć. Chyba też myślała, że to wilk tak wyje, bo minę miała przestraszoną.

- Nie martw się, mamo, nie połknąłem żadnego wilka - powiedziałem, żeby ją uspokoić.

Ale chyba wcale nie uspokoiłem, bo to, co powiedziałem, zabrzmiało tak:

- Hegrahemago, giebognołeg żadneho wihka.

Mama na to dotknęła mi czoła i pokiwała głową.

- No tak - powiedziała - chyba mamy tu kogoś przeziębionego.

I poszła po termometr i herbatę z miodem i cytryną.

Dziś dowiedziałem się, co powinien zrobić prosiaczek, który chce udawać wilka. Wcale nie musi się przebierać. Wystarczy,

że się przeziębi!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.