Ksiądz na porodówce to nieproszony gość? "Wlazł na salę i nazwał mnie przy wszystkich morderczynią"

Obecność księży na oddziałach porodowych nie podoba się wielu pacjentkom. Zwykle jednak mało kto przeciw temu protestuje. Temat wzbudził ogromne zainteresowanie czytelników.

Prawie każda rodząca w polskim szpitalu - czy tego chce, czy nie - spotka się tam z księdzem. Temat opisał kilka dni temu dziennikarz i podróżnik, Tomek Michniewicz. Jego post na Facebooku wzbudził duże zainteresowanie i wywołał gorącą dyskusję.

Potwierdzają to komentarze, które pojawiły się po publikacji artykułu "Ksiądz wchodzi nieproszony do sal poporodowych. Czy to normalne? - pyta znany dziennikarz" na fanpejdżu Gazeta.pl. Wiele czytelniczek i czytelników postanowiło podzielić się swoimi doświadczeniami.

Zobacz wideo

"Nazwał mnie przy wszystkich morderczynią"

Jedna z kobiet opisała nieprzyjemną sytuację, która spotkała ją po przedwczesnym porodzie:

Gdy miałam wywołany przedwczesny poród z powodu śmiertelnych wad płodu, rano po śmierci dziecka ksiądz wlazł na salę i nazwał mnie przy wszystkich morderczynią.

Inne czytelniczki opisały z kolei niechciane sakramenty:

Mimo że personel wiedział, że nie jestem chrześcijanką, ksiądz ochrzcił mojego syna, gdy mnie przy tym nie było. Miałam pretensje, gdy się dowiedziałam. Nawet, jak ktoś ma pisemną deklarację o niechrzczeniu, to i tak to robią, bo żyjemy w katolickim kraju.
Rodząc moją córkę, spowiadałam się. Nie bardzo miałam wtedy na to ochotę, no ale ksiądz wszedł i tyle. W pewnym momencie myślałam, że przerzucę go przez łóżko.
Moja mama umierała na nowotwór, była świadoma swojego ciężkiego stanu, ale niekoniecznie przekonana o bliskości najgorszego. Ksiądz wszedł znienacka, przez nikogo nieproszony, na salę wyłącznie do niej i na głos przy innych pacjentach oświadczył, że przyszedł jej dać ostanie namaszczenie! Mnie zamurowało. Mama, która z Kościołem się pożegnała wiele lat wcześniej, ostatkiem sił, ale z widocznym oburzeniem, go wyprosiła. Zmarła następnego dnia, ksiądz zafundował jej traumę w ostatnich momentach życia

Odezwali się także mężczyźni:

Niedawno leżałem w szpitalu, więc to, co mówię, to z autopsji. Ok. 11.00 wszedł ksiądz na salę, oczywiście bez pukania, rozejrzał się, spojrzał na leżących na łóżkach i warknął: "msza w kaplicy o 14". Po czym odwrócił się i wyszedł.

"Nikt nie skarżył się na nachalność księży"

Jednak pojawiły się także zupełnie inne głosy. Pod postem na naszym fanpejdżu wiele kobiet przyznało, że nie ma nic przeciwko obecności księży na porodówkach.

Ja pamiętam księdza w niedzielę rano na progu patologii, pytającego pacjentki o spowiedź i komunię świętą, ale na salach poporodowych ani razu go nie widziałam. Dziwne, że przeszkadza to mężczyźnie, a kobiety jakoś nie mają nic przeciwko - przynajmniej wśród moich znajomych nigdy nikt nie skarżył się na nachalność księży.
Pierwsze słyszę, żeby księża w szpitalu się komukolwiek naprzykrzali.
Pielgrzymki kichających i prychających wujków, stryjków i ciotek, które schodziły się do pacjentki leżącej obok mnie w sali poporodowej, denerwowały mnie bardziej.

Jak rozwiązać problem?

Problem jest kontrowersyjny. Zresztą trudno znaleźć kwestię związaną z religią, która nie dzieliłaby ludzi na dwa obozy. Zdaniem Tomka Michniewicza powinna być to indywidualna decyzja każdego pacjenta, czy chce w trakcie wizyty w szpitalu widzieć się z księdzem. Dziennikarz w swoim poście proponuje rozwiązanie, aby kobiety w chwili przyjęcia na odział położniczy miały możliwość zaznaczenie na karcie przyjęcia okienka, czy chcą spotkania z księdzem, czy nie.

- Nie jestem przeciwny księżom w szpitalach, ale przeciwko ich obchodom po salach - tak. To nie XIX wiek. W sali wystarczy ulotka z numerem księdza. Można go wezwać SMS-em, zadzwonić. Nie ma żadnego powodu, by chodził od sali do sali, wkraczając w intymne sytuacje kobiet, budząc je i dzieci, a do tego roznosząc zarazki. Zwłaszcza że z posługi korzysta znikomy procent pacjentek - powiedział nam Michniewicz.

Czy uważacie, że na polskich porodówkach prawo do intymności kobiet nie jest respektowane? Jakie są Wasze wspomnienia i doświadczenia? Piszcie na adres edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA