Najlepsze polskie położne - laureatki plebiscytu

"Czułam się bezpiecznie". Sylwetki najlepszych położnych w Polsce wybranych w naszym konkursie "Podziękuj swojej położnej"

Zaprosiliśmy Was do dzielenia się z nami dobrymi wspomnieniami z porodu w ramach akcji "Nie daj się naciąć" prowadzonej wspólnie z fundacją Rodzić po Ludzku. Na hasło "Podziękuj swojej położnej" odpowiedziało 77 kobiet. Z ogromną radością czytaliśmy o Waszych dobrych doświadczeniach porodowych. Niestety, nie mamy miejsca, by opublikować wszystkie relacje.

Podziękowania skierowane były zarówno do położnych, które prowadzą szkoły rodzenia, jak i do tych, które przyjmują porody czy pracują na oddziałach noworodkowych. Wszystko to pokazuje, jak bogata, złożona i ważna jest praca położnej. Mamy nadzieję, że dzięki takim właśnie jak opisane przez was kobiety, polskie położnictwo dalej będzie się zmieniać.

Jury złożone z przedstawicieli Fundacji Rodzić po Ludzku i redakcji "Dziecka" postanowiło nagrodzić cztery położne których sylwetki prezentujemy poniżej. W kolejnych numerach "Dziecka" przedstawimy Wam wyróżnione położne z całej Polski. Warto trafić w ich ręce!

Sylwetka anioła

Za co dziękowałyście położnym:

1. Życzliwość - okazywanie wsparcia i dodawanie otuchy, pochwały, że dobrze sobie radzisz, serdeczność, reagowanie na Twoje prośby, życzliwy stosunek do osoby towarzyszącej

2. Profesjonalizm - panowanie nad sytuacją, interweniowanie, gdy jest to potrzebne, spokój i opanowanie, służenie radą, w jaki sposób możesz sobie pomóc, delikatność przy badaniach

3. Przestrzeganie Twoich praw - informowanie Cię o wszystkim, co robi, co się dzieje z Tobą i dzieckiem, pytanie o zgodę na badania i zabiegi, szacunek dla intymności i prywatności

4. Komunikatywność - przedstawienie się, rozmowę przy przyjęciu do szpitala, zainteresowanie Twoim samopoczuciem, poczucie humoru

5. Indywidualne podejście i ważność - słuchanie, jakie są Twoje oczekiwania i potrzeby, pozytywny stosunek do nich, brak rutyny, zadbanie o to, byś miała kontakt z dzieckiem po porodzie i by osoba towarzysząca mogła spędzić z Wami pierwsze godziny.

Wyniki konkursu

Nagrodzone położne:

Elżbieta Gryczka z Wołomina,

Dorota Hałaczkiewicz z Łodzi,

Jadwiga Kaczka z Krakowa oraz

Agnieszka Skrzeczkowska z Wrocławia.

Otrzymują kosze z prezentami oraz bezpłatny wstęp na konferencję "Poród na ostrzu noża - o aspektach medycznych, psychologicznych i społecznych cesarskiego cięcia" organizowaną przez Fundację Rodzić po Ludzku.

Autorki publikowanych relacji: Olga Dyżakowska, Adriana Nowicka-Połeć, Aldona Urbańska i pani Joanna otrzymują wózki Bébécar.

Podziękowanie dla Elżbiety Gryczki (Szpital Powiatowy w Wołominie)

"Czułam się bezpiecznie"

Pani Elżbieta Gryczka to właściwa osoba na właściwym miejscu. Mądra, wrażliwa, opanowana, pogodna, z poczuciem humoru i dużym doświadczeniem. Osoba, która o prawa ciężarnych walczy jak o swoje własne.

Mój syn nie śpieszył się z przyjściem na ten świat, w zasadzie to został eksmitowany w 43. tygodniu ciąży. Do szpitala zgłosiłam się gdy mój ginekolog uznał, że dłużej nie możemy już zwlekać z porodem. Skierowano mnie na oddział patologii ciąży. Moja położna miała świadomość, że dalsze oczekiwanie może być niebezpieczne. Wiele razy badała bicia serca mojego dziecka (KTG). W pewnym momencie cała aparatura zaczęła głośno wyć. To był sygnał, że dziecku grozi niedotlenienie i czas zacząć poród. Byłam informowana o wszystkim, także o konieczności podania oksytocyny. Położna odpowiadała na każde moje pytanie, była niemal cały czas do mojej dyspozycji. Dostosowywała się do wszelkich moich zachcianek i próśb. A to kąpiel w wodzie, a to leżenie, a to stanie, a to kucanie Powiedziała, że mogę rodzić w dowolnej pozycji, nawet gdyby to się wiązało z niewygodną pozycją dla niej. Radziła, jak oddychać, w jakiej pozycji się ułożyć, a przy tym ciągle żartowała, co rozładowywało napięcie i pozwalało mi na chwilę zapomnieć o bólu.

Po siedmiu godzinach okazało się, że konieczne jest cesarskie cięcie, bo Szymonowi grozi poważne. Sprawność, z jaką zostałam przeniesiona na salę operacyjna była imponująca. Moja położna była przy mnie nawet na sali operacyjnej. Panowała nad sytuacją, trzymała moją stronę. Gdy nie zgodziłam się na znieczulenie zewnątrzoponowe, stwierdziła, że musimy uszanować moją decyzję i szybko zrobić znieczulenie ogólne. Więcej nie pamiętam. Ale potem, kiedy już byłam przytomna, była przy mnie. Noc spędziłam na intensywnej terapii, ale ona regularnie do mnie zaglądała, mówiła co się dzieje z moim synkiem, jak czuje. A gdy już byliśmy razem nauczyła mnie szybko i bez większych problemów karmienia piersią małego żarłoka.

Potem spotkałyśmy się jeszcze kilka razy, najpierw z kwiatami i podziękowaniem, potem z dużą paczką opatrunków, strzykawek, igieł, bandaży i wielu innych medykamentów (wiedziałam, że w szpitalu jest ich mało), które kupiłam dla szpitala i oddałam w ręce mojej położnej. Spotykałyśmy się też gdy po porodzie miałam ponad 41 stopni C temperatury i pani Ela wspólnie z lekarzami szukała przyczyn moich kłopotów ze zdrowiem. Kiedy dzwoniłam, zawsze znajdowała czas, by odpowiedzieć na moje pytania związane z opieką nad dzieckiem.

Ten poród mimo bólu za sprawą pani Eli i personelu szpitala w Wołominie był jednym z najwspanialszych wydarzeń w moim życiu. Czułam się bezpiecznie, ktoś o mnie i Szymona dbał jak o najważniejszych ludzi na świecie, w 100% respektowano moje prawa.

Olga Dyżakowska

Podziękowanie dla Doroty Hałaczkiewicz (Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. M. Kopernika w Łodzi)

"Rodziłam klęcząc na podłodze"

Mój poród wspominam jako coś wspaniałego. Tydzień po ustalonym terminie porodu zgłosiłam się do Szpitala im. Kopernika w Łodzi. Trafiłam tam na miły personel. Szczególnie chciałabym wyróżnić położną, która odbierała mój poród - panią Dorotę Hałaczkiewicz.

Dyżurny lekarz "postraszył" mnie, że jeśli w ciągu kilku dni nie urodzę, to będzie trzeba indukować poród, albo rozwiązać sprawę przez cesarskie cięcie. Ponieważ bardzo chciałam rodzić naturalnie, było to dla mnie stresujące. Na szczęście położna, pani Dorota, interesowała się mną i doradzała co robić, żeby przyśpieszyć poród (np. kazała mi wchodzić i schodzić po schodach z 7. piętra, na którym był oddział). Gdy zaczęły się skurcze, podpowiadała mi, jak sobie z nimi radzić. Zaproponowała worek sako, matę, ciepłe okłady w okolicę kręgosłupa, prysznic. Instruowała mojego męża jak ma mi masować plecy w trakcie skurczów. Radziła mi, jakie wybrać pozycje, żeby zmniejszyć ból. Podawała wodę do picia, robiła zimne okłady na kark.

Kiedy zaczęły się skurcze parte, a nie było pełnego rozwarcia, pani Dorota cały czas podpowiadała mi jak oddychać, żeby nie przeć, by nie doszło do rozerwania szyjki macicy i wspierała mnie psychicznie. Dbała też o to, żebym czas między skurczami wykorzystała na odpoczynek. Kazała zamknąć oczy, spokojnie i głęboko oddychać, włączyła relaksującą muzykę. W drugiej fazie porodu, nie musiałam leżeć na łóżku porodowym. Położna zaproponowała kilka pozycji do parcia i kazała wybrać tę, która mi najbardziej odpowiada. Rodziłam klęcząc na podłodze i opierając się o ramiona mojego męża. Nie miałam nacinanego krocza, o co również zadbała położna. Założono mi tylko jeden szew w miejscu lekkiego otarcia, dzięki czemu po porodzie byłam w dobrej formie i mogłam spokojnie zajmować się maleństwem.

Pani Dorota była ze mną do końca porodu, chociaż jej dyżur skończył się wcześniej. A potem odwiedzała mnie na oddziale, pomagała opiekować się dzieckiem. Życzę każdej kobiecie takiego porodu.

Aldona Urbańska

Podziękowanie dla Jadwigi Kaczki (Szpital Specjalistyczny im. Stefana Żeromskiego w Krakowie)

"Miałam wsparcie"

Po przyjściu na oddział porodowy, gdzie czułam się jak ostatnia sierota, trafiłam pod opiekę pani Jadwigi. Pokazała mi toalety, prysznic, zaprowadziła moją salę i razem ze mną oddychając, czekała na mojego męża. Kiedy pojawił się mój mąż, przedstawiła się mu i poinstruowała nas o dalszym przebiegu porodu. Za jej namową skorzystaliśmy z prysznica, co ulżyło mi w bólu.

Za każdym razem gdy miała sprawdzić rozwarcie, cierpliwie czekała, aż minie skurcz. Dzięki temu badanie było bezbolesne. Nie wymagała ode mnie golenia ani lewatywy. Gdy przydarzyła mi się przykra fizjologiczna niespodzianka, zareagowała spokojnie, po ludzku: "Ot, normalna rzecz w trakcie porodu", co dało mi poczucie komfortu - naprawdę czułam się nieskrępowana. Kiedy akcja porodowa ustała, nie faszerowała mnie od razu oksytocyną, choć bez niej się nie obyło, ale zachęcała do chodzenia, pomagała, chwaliła. Otoczyła nawet fachową opieką mojego męża, który omal nie zemdlał gdy wkłuwano mi wenflon.

Kiedy nastąpiły skurcze parte, fachowo przygotowała mi łóżko do porodu. Poczułam się wyjątkowo, kiedy powiedziała z uśmiechem "Pani Adriano, trudne ma pani imię, ale już za chwilę zobaczy Pani dzidzię", położyła moją stopę na swoim boku i powiedziała: "Jestem cieplejsza, niż to żelastwo, a poza tym lepiej mieć nogę wyżej, wygodniej się tak prze". Za każdym razem kiedy mierzyła maleństwu KTG, informowała nas o wyniku. Gdy mój mąż zaprotestował przeciwko nacinaniu krocza, zarówno lekarz jak i położna bez wahania i dyskusji zaakceptowali naszą decyzję.

Po porodzie pani Jadwiga zawinęła maleństwo i z uśmiechem podała je nam. Pomogła mi też przystawić synka do piersi. Zanim zawiozła mnie na salę poporodową, razem z mężem mnie umyła, dała czyste rzeczy, przyniosła niezbędne akcesoria higieniczne i pomogła mi się ubrać. Miałam w niej wsparcie, jak w najbliższej osobie z rodziny. Okazała mi nie tylko niesamowitą życzliwość, ale dodała mnóstwo chęci, umiejętności, nietuzinkowe poczucie humoru i co najważniejsze - serce.

Adriana Nowicka-Połeć

Podziękowanie dla Agnieszki Skrzeczkowskiej (Akademicki Szpital Kliniczny we Wrocławiu)

"Towarzyszyła mi w bólu"

Poród - niezwykły akt początkujący najpiękniejszą z możliwych relacji - MACIERZYŃSTWO. Czy zawsze? Moja historia mówi o tym, że nie... Ale bez względu na wszystko ludzie, z którymi tą historię przeżyłam, zadecydowali o tym, że mam dzisiaj w sobie siłę na pisanie tego listu. A w sercu noszę niezwykłe światło... Jedną z najważniejszych osób, o których teraz myślę jest pani Agnieszka Skrzeczkowska - moja Położna. Kiedy byłam w 11. tygodniu ciąży lekarze zauważyli, że z naszym dzieckiem coś jest nie w porządku. Zaczęła się długa i trudna droga badań i oczekiwań - czas skrajnie trudnych emocji. Po kolejnych 7 tygodniach wiedzieliśmy już, że nasza córeczka jest śmiertelnie chora i umiera i że nic nie możemy zrobić... Od nas zależało to, w jaki sposób się z Nią pożegnamy. Potrzeba było dużo siły - nadeszła ona wraz z ludźmi, pod których opieką się znaleźliśmy. Spędziłam w szpitalu dwa tygodnie. Pamiętam każdą z rozmów, które przeprowadziła ze mną Pani Agnieszka. Pamiętam, jak przyszła do mnie po raz pierwszy podczas swojego nocnego dyżuru, usiadła obok łóżka i zaczęła mówić... tak po prostu - na tamtym etapie ja nie miałam nawet siły poprosić o taką rozmowę. Słuchałam wdzięczna za każde słowo, za zrozumienie, za to, że nie byłam sama... Z każdym dniem byłam w stanie powiedzieć coraz więcej - odważyłam się mówić o moich emocjach i zadawać pytania. Pani Agnieszka nie pocieszała mnie - po prostu przygotowywała mnie na to, co ma nastąpić - i to było bezcenne. Czułam, że mnie rozumie mnie - pamiętam ciepłe pełne empatii oczy i dotyk Jej dłoni - małe wielkie gesty Człowieczeństwa... Nasza córeczka urodziła się już jako Anioł. Nie byłam przygotowana na ten poród, ominęła mnie szkoła rodzenia i miesiące przygotowań... Ale nie byłam sama - był przy mnie mój Anioł Stróż w postaci położnej. Krok po kroku przeprowadziła mnie przez wszystko. Tylko dzięki jej obecności mogę sobie dzisiaj bez lęku wyobrazić, jak cudownie będzie któregoś dnia poznać smak macierzyństwa. Pani Agnieszko - zawdzięczam Pani wszystko, co dobre. To, że nie pamiętam już bólu. To, że z wiarą patrzę w przyszłość. To, że godnie pożegnałam się z naszym małym skarbem i tylko dzięki Pani obraz naszej córki w moim sercu jest piękny - nie zmącony piętnem choroby... Sposób, w jaki przeżyłam moją historię dał mi nową siłę i przekonanie, że moje życie zostało wzbogacone o szczególną wrażliwość. Dzisiaj wierzę, że czeka mnie jeszcze dużo dobrego, bo przecież KTOŚ nade mną czuwa... Myślę, że gdyby nie Pani, dzisiaj nie nosiłabym światła w moim sercu - jeszcze długo bym go szukała... Kochana Pani Agnieszko - Za Człowieczeństwo. Za siłę i cierpliwość. Za odwagę i wielkie serce. Za wszystko z serca dziękuję w imieniu swoim i Marysi - mojego małego Anioła.

Joanna (nazwisko do wiadomości redakcji)

Więcej o:
Copyright © Agora SA