Razem z Fundacją Rodzić po Ludzku rozpoczynamy akcję, której celem jest zwiększenie świadomości Polek co do problemu nacinaniu krocza.
Jak wynika z badań naukowych, nie ma podstaw do rutynowego nacinania krocza u wszystkich rodzących kobiet. Mimo to w Polsce odsetek kobiet naciętych w czasie porodu to - jak wynika z badań FRpL - blisko 80 proc.! Tymczasem w wielu krajach Zachodnich jest to zaledwie kilkanaście procent. Te dane dają do myślenia.
Wraz z Fundacją Rodzić po Ludzku inicjujemy kampanię przeciw rutynowemu nacinaniu krocza. Poniżej publikujemy wywiad z położną, która - opierając się na swoich doświadczeniach - opowiada, jak można chronić krocze przed nacięciem - zarówno przed porodem, jak i w czasie porodu.
Z jakie są Wasze doświadczenia dotyczące tego tematu? Czekamy na listy: dziecko@agora.pl
Weź udział w dyskusji na naszym forum >>
Raczej wygląda na to, że brytyjska służba zdrowia opiera się na współczesnej wiedzy, a polska na bardziej skostniałej. Nawet jeśli niektórzy z nas aktualizują swoje wiadomości, to i tak często czują się zobowiązani postępować zgodnie z powszechną praktyką. W niektórych placówkach ordynatorzy oddziałów położniczych wręcz nakazują podwładnym nacinać wszystkie, kobiety, które rodzą po raz pierwszy.
Na szeroką skalę zaczęto wykonywać ten zabieg na początku dwudziestego wieku, ale to wcale nie znaczy, że poprzedzono te działania jakimikolwiek badaniami. Te wykonano dopiero kilkadziesiąt lat później.
Takie, że nie ma żadnego medycznego uzasadnienia dla rutynowego nacinania krocza. Zdarzały się też badania, których wyniki potwierdzały słuszność tradycyjnego podejścia, ale po pierwsze były mniej liczne, a po drugie, co ważniejsze, mniej wiarygodne. Dowodem na to może być fakt, że Światowa Organizacja Zdrowia po przeanalizowaniu wszystkich, za zasadne uznała przeprowadzenie epizjotomii u maksymalnie 20 proc. rodzących.
Chociażby to, że zwykle lepiej się goi krocze pęknięte niż nacięte.
Ponieważ krocze pęka zawsze w miejscu najcieńszym, czyli od ujścia pochwy w kierunku odbytu. To także miejsce, które najlepiej się goi. Natomiast jeśli wykonujemy epizjotomię, to tniemy w dół po skosie, co wiąże się z przecięciem dwóch mięśni, często w poprzek włókien. Powrót do zdrowia jest w tym przypadku dłuższy, a utrata krwi większa. Do tego mogą dojść silniejsze opory psychiczne przed powrotem do życia seksualnego, ból w czasie stosunku i suchość pochwy. Ten ostatni objaw wcale nie jest związany jedynie ze zmianami hormonalnymi zachodzącymi w połogu. Blisko miejsca nacięcia znajduje się bowiem ujście gruczołów nawilżających przedsionek pochwy. Podczas epizjotomii może dojść do ich uszkodzenia.
Problem w tym, że każde nacięcie może zostać dodatkowo pogłębione przez przechodzącą główkę dziecka. Uszkodzona tkanka rwie się przecież o wiele łatwiej niż nienaruszona. Pogłębienie nacięcia pośrodkowego groziłoby więc pęknięciem odbytu. Boczne zmniejsza to ryzyko.
Mniej więcej 20-30 proc. moich pacjentek nie ma żadnego pęknięcia. Jest też spora grupa tych, które mają tylko pęknięcie I stopnia. One też są w lepszej sytuacji niż kobiety, które zostały nacięte, bo epizjotomia jest w swoich skutkach porównywana do pęknięcia II stopnia.
Nie. Tu wcale nie chodzi o to, by jedną rutynę zastępować drugą. Są sytuacje, w których zabieg jest konieczny. W większości przypadków jednak warto podjąć próbę ochrony krocza.
Na spowalnianiu drugiej fazy porodu. Wiadomo, że jeśli coś większego przechodzi przez coś mniejszego, pośpiech nie jest wskazany. Jeżeli tę fazę porodu prowadzimy wolno, mięśnie dna miednicy mają szansę obkurczyć się i przemieścić ku górze, dzięki czemu główka dziecka ma do pokonania zdecydowanie mniejszą masę mięśniową niż gdyby ten proces przebiegał gwałtownie. Wtedy mogłoby dojść do uszkodzenia mięśni dna miednicy, a w konsekwencji, w przyszłości do nietrzymania moczu i obniżania się narządu rodnego. Dlatego w finalnym momencie porodu nie zachęcam kobiety do intensywnego parcia, tylko staram się, by była jak najbardziej rozluźniona. Na pewno nie sprzyja temu leżenie w jednej pozycji z szeroko rozstawionymi nogami.
Możliwość poruszania się i wyboru pozycji przez rodzącą na pewno zmniejszają komfort pracy personelu. A jeśli chodzi o spowalnianie porodu, to proszę zwrócić uwagę, że w finalnym momencie wszystkim zależy na tym, by mieć to już za sobą. Kobiecie, bo jest wyczerpana i cierpi, personelowi, bo ma już dosyć napięcia psychicznego i chce mieć pewność, że z dzieckiem jest wszystko w porządku. Spowalniając poród decydujemy się więc na przedłużenie bólu i stresu np. o 5 czy10 minut, a czasem nawet dłużej. To nie jest łatwa decyzja.
Całą masę czynników, takich jak budowa anatomiczna krocza czy nawet karnacja pacjentki. Pamiętam swoje zdziwienie gdy czytałam artykuł meksykańskiej położnej, która przyjmowała porody w górach i pisała, że widziała w życiu tylko dwa pęknięcia. Zaczęłam się zastanawiać, co my robimy źle, że u nas są one tak częste. Potem, kiedy zdarzało mi się asystować przy porodach kobiet o ciemniejszej karnacji przekonałam się, że one rzeczywiście mają świetne warunki, by rodzić bez obrażeń nawet bardzo duże dzieci. Oczywiście główny wpływ na decyzję "ciąć, czy nie" ma stan dziecka. Jeśli jest jakieś zagrożenie dla jego zdrowia trzeba robić wszystko, by urodziło się jak najszybciej. Nacinamy też zwykle wtedy, gdy tkanki pochwy są poważnie zmienione stanem zapalnym, a czasem gdy niewielka kobieta rodzi duże dziecko. Większe szanse na poród bez obrażeń mają z kolei m.in. dziewczyny prowadzące aktywny tryb życia i wieloródki . Tyle teoria. Natomiast ja już nie raz otwierałam szeroko oczy ze zdumienia widząc jak kobiety, które zdawałoby się nie mają do tego predyspozycji, rodziły dzieci bez żadnych obrażeń. Wiele zależy od wiary personelu i samej rodzącej w to, że może się udać. Kondycja kobiety i to, jak znosi ból w tej końcowej fazie porodu oczywiście nie są bez znaczenia. Dla jednej wydłużenie całego procesu o pięć minut nie jest większym problemem, inna już osiągnęła szczyt swojej wytrzymałości.
- Zdarza się, że pytam. Oczywiście można mówić, że to nie jest dla kobiety dobra chwila na podejmowanie racjonalnych decyzji, ale w ogóle w tym wypadku trudno taką znaleźć. Zanim poród się zacznie, nie można dokładnie przewidzieć ani jak będzie przebiegał, ani jak kobieta będzie się czuła.
Może poprosić położną na początku porodu, by starała się chronić krocze. Może też to napisać. W niektórych krajach kobiety przychodzą rodzić z "birth planem", czyli listą swoich preferencji. Nie mówię, że Polki mają robić to samo, ale przecież podpisując zgodę na postępowanie okołoporodowe mogą napisać w rubryce "inne", że wolałyby rodzić bez nacięcia krocza. Nie chodzi o to, żeby buntować się przeciwko epizjotomii w ogóle, tylko przeciwko wykonywaniu jej rutynowo. Ja w mojej szkole rodzenia przygotowuję pacjenta, co nie znaczy, że namawiam go, by, bez względu na okoliczności, upierał się przy jakimś rozwiązaniu. Warto pamiętać, że niestety pacjentka nigdy nie jest w stanie fachowo ocenić, czy nacięcie krocza jest naprawdę konieczne czy nie.
Warto jak najczęściej wykonywać ćwiczenia Kegla czyli zaciskać mięśnie pochwy. Są badania, które pokazują, że krocza kobiet, które robiły to regularnie, łatwiej się później rozciągają. Tak samo jak tych, które pod koniec ciąży wykonywały trzy-cztery razy w tygodniu, przez pięć minut, specjalny masaż.
Do olejku-bazy (np. ze słodkich migdałów) dodajemy witaminę E, na czubku kciuka wprowadzamy tę mieszankę do pochwy i zaczynamy rysować wewnątrz literę "U". Warto też wykonywać masaż na zewnątrz wzdłuż linii między wejściem do pochwy, a odbytem.
Nie wiem, czy były prowadzone badania na ten temat, ale myślę, że tak.
Nie jestem jego zwolenniczką. Takie mechaniczne rozciąganie krocza przed rozpoczęciem akcji porodowej, a więc bez wspomagania wydzielających się w czasie porodu hormonów, może doprowadzić do uszkodzeń mięśni dna miednicy.
Największe znaczenie ma higiena. Trzeba myć krocze zdecydowanie częściej niż dwa razy dziennie, chociaż może niekoniecznie po każdym oddaniu moczu, bo rana powinna być utrzymywana w suchości - po umyciu osuszana papierowym ręcznikiem jednorazowym lub suszarką. Aby zapewnić dobry dostęp powietrza, lepiej jest nie zakładać majtek. Jeśli nie ma poważnych dolegliwości bólowych, kilka godzin po porodzie warto już rozpocząć ćwiczenia mięśni Kegla.
I stopnia - pęknięcie pochwy i skóry krocza bez naruszenia mięśni dna miednicy;
II stopnia - pęknięcie mięśni: dna miednicy, krocza i pochwy - odpowiada nacięciu;
III stopnia - obejmujące także zwieracz zewnętrzny odbytu;
IV stopnia - obejmujące także błonę śluzową odbytnicy.