Rodzić po pucku czy po krakowsku

Mogłam właściwie wszystko, a nie musiałam niczego, to było dla mnie ważne - pisały kobiety o najlepszych porodówkach

Rodzić po ludzku 2006 wygrały ex aequo Szpital im. F. Żaczka w Pucku i Szpital Specjalistyczny im. S. Żeromskiego w Krakowie. W siedzibie "Gazety" dostały nagrody, dyplomy i oklaski.

Puck nie był zaskoczeniem. Szpital znany z propagowania porodów w wodzie zdobył pierwszą nagrodę akcji po raz drugi. Rodzi się w nim z widokiem na morze. I wszystko za darmo. Jedna z rodzących tam pisała: "Jeśli rodzić, to tylko w Pucku!".

Na uroczystości wręczenia nagród w siedzibie "Gazety" Piotr Pacewicz żartował:

- Teraz będziemy chyba mówić zamiast "rodzić po ludzku" - "rodzić po pucku".

Ale nie tylko po pucku, także po krakowsku. Nagroda dla Szpitala im. S. Żeromskiego z Krakowa była dla odmiany sensacją. W poprzedniej edycji akcji 2000 r., szpital dostał czarne serce - naganę za bezduszne traktowanie rodzących.

Teraz kobiety pisały: "Tu nie kupuje się usługi, ale dostaje szczerą pomoc".

- W ciągu sześciu lat odbyliśmy długą drogę od szpitala "prawie więziennego" do ucywilizowanego - mówił dr Piotr Marszał, ordynator oddziału położniczego. I dodał: - Nasz oddział jest ciągle przed generalnym remontem. Może ten tytuł pozwoli znaleźć finanse?

Na podstawie ankiet od matek (wspartych obserwacją ankieterów i informacjami od ordynatorów) oba szpitale dostały po pięć gwiazdek i pięć serc.

Gwiazdki oznaczają m.in., że kobieta ma swobodę poruszania się i wybierania pozycji porodu, że szpital wspiera porody rodzinne, pozwala matce nacieszyć się dzieckiem po porodzie. Serca - to życzliwość i opieka nad mamami.

Dr Andrzej Przyboś z Pucka: - Kiedyś pacjentka musiała być bezwzględnie ogolona. Nawet jeśli przyjeżdżała do szpitala już po porodzie! Bo jeśli, nie daj Boże, przyjechałby konsultant wojewódzki i zobaczył pacjentkę nieogoloną, to koniec świata. Dzięki Bogu, że lewatywy po porodzie nie robiono. Powoli okazało się, że nie trzeba golić krocza, że dziecko można dać mamie do przytulenia na dłużej.

- Jak moje własne dziecko się rodziło, w szpitalu, w którym pracowałem, do głowy mi nie przyszło, żeby przyjść na porodówkę. Moim kolegom, którzy przyjmowali poród żony, też. Nie było tam przecież zasieków, my mieliśmy tę barierę w głowie. Największym wrogiem położnika był mąż pacjentki. Trzeba było go wygnać, najlepiej przed budynek - mówił dr Piotr Marszał z krakowskiego Szpitala im. S. Żeromskiego. - Droga, którą my, położnicy, przeszliśmy od tamtych czasów, jest ogromna.

I dodał: - Nie potrzeba żadnych pieniędzy, żeby być miłym i promować naturalny poród. Bo o jakich pieniądzach mówimy, kiedy chodzi o niewymuszoną pozycję przy porodzie albo o obecność męża czy matki? O żadnych!

Nielegalne pobieranie opłat za porody było kluczowe dla tegorocznej akcji, której hasłem było: "Rodzić po ludzku to nie przywilej". Nasi zwycięzcy to szpitale, które oferują "rodzenie po ludzku" za darmo.

Polemizował z nami Piotr Zygmuntowicz, ordynator położnictwa w Szpitalu im. M. Kopernika w Gdańsku, sam nagrodzony przez kobiety jako "Anioł".

- Borykaliśmy się z finansami i przyjęliśmy strategię, by za poród rodzinny brać, ale niedużo - po 100 zł. Krytykując taką formę pozyskiwania funduszy, robicie krzywdę szpitalom, bo wszystko, co nam się udało stworzyć na oddziale, to dzięki tym składkom.

Anna Otffinowska kontrowała: - Pewien szpital w Warszawie argumentował podobnie. Dziś kobiety zostawiają tam po parę tysięcy. Bo jak jest popyt, to ceny będą rosły, zaraz dyrektor zapyta, a czemu pan bierze tylko 100 zł, może choćby 250? A jak ceny rosną, to przeżywanie porodu rodzinnego dostępne staje się tylko dla zamożnych. Ponadto szpitale, pobierając opłaty, automatycznie tworzą substandard opieki dostępnej za darmo. Bo inaczej za co brałyby pieniądze?

Obecna na uroczystości wiceminister pracy i doradca ds. rodziny Joanna Kluzik-Rostkowska obiecała: - Zrobię wszystko, by przekonać Ministerstwo Zdrowia, że "rodzenie po ludzku" musi być oczywistym standardem we wszystkich szpitalach.

W lutym w debacie "Poród to nie choroba" w siedzibie "Gazety" wiceminister zdrowia Bolesław Piecha obiecał, że opisany zostanie standard porodu, za który NFZ płaci szpitalom. Obiecał także ukrócić opłaty pobierane przez szpitale, jak to sam określił - prawem kaduka.

Drugie miejsca zdobyły porodówki w Kołobrzegu, Sulechowie, Szubinie, Lędzinach, Pyskowicach, Mińsku Mazowieckim. Trzecie powędrowały do Krakowa (znowu!), Szczecina, Międzyrzecza, Hajnówki i Chełmży.

Nagrodziliśmy także Aniołów akcji - położne i lekarzy najczęściej chwalonych w listach.

- Podczas porodu kobieta się otwiera, żeby móc wypuścić dziecko na świat mimo bólu, silnych emocji i lęku - mówiła Justyna Dąbrowska, redaktor naczelna miesięcznika "Dziecko". - Musi być przy niej ktoś, kto zapewni jej bezpieczeństwo. Kimś takim są Anioły.

Pierwsza tytuł Anioła odbierała Anna Pułczyńska z nagrodzonego Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie. Chciała coś powiedzieć, ale zalała się łzami.

Anioła zbiorczego dostał zespół położnych z ostatniej już w Polsce Izby Porodowej w Lędzinach na Górnym Śląsku. Opowiadały: - Nigdy nie odeszliśmy od "rodzenia po ludzku". Jak od 1951 r. dzieci rodziły się najczęściej - może po cichu - w obecności taty, tak do tej pory tak się rodzą.

Tu nasze postulaty "rodzenia po ludzku" spotkały się z dobrą tradycją, jeszcze sprzed medykalizacji porodów!

W tegorocznej akcji przyznaliśmy, niestety, aż trzy czarne serca, dla szpitala w Gorzowie Wielkopolskim, w Tarnowie i w Radomiu.

Personel życzliwszy, gorzej z prawami pacjenta

Z ankiet od kobiet opracowanych przez agencję badawczą Ipsos wynika, że idee "rodzenia po ludzku" trafiają pod kolejne szpitalne strzechy.

51 proc. kobiet oceniło swój poród jako piękne przeżycie, 42 proc. jako coś, przez co musiały przejść. Już tylko (i zarazem aż) 7 proc. uważa, że był to koszmar, o którym chciały jak najszybciej zapomnieć.

75 proc. kobiet, które wypełniły ankietę, rodziło z kimś bliskim, a mąż, siostra lub przyjaciółka traktowani są życzliwie. W roku 2000 porodów rodzinnych było niecałe 50 proc.

Większość kobiet mogła się swobodnie poruszać, pić i korzystać z prysznica i sprzętów w I fazie porodu. Odsetek ten rośnie z roku na rok. Coraz więcej kobiet rodzi w pozycji innej niż płasko na plecach, dawniej obligatoryjnej, wyłącznie dla wygody lekarzy. Króluje pozycja półsiedząca - w ten sposób rodzi aż 50 proc. Polek. Coraz częściej kobiety mogą wybierać pozycje pionowe, które ułatwiają dziecku przyjście na świat, są wygodniejsze dla matki, choć niekoniecznie dla położnych. W pozycjach wertykalnych - kucznej, siedzącej czy w klęku - rodziło w kolejnych latach 2004, 2005 i 2006 odpowiednio 34, 38 i 45 proc. kobiet.

Rodzenie w pozycji wertykalnej zmniejsza ryzyko pęknięć krocza i zapobiega nacięciom krocza. Niestety, aż 72 proc. Polek doświadczyło nacięcia krocza! W Szwecji dokładnie odwrotnie - trzy czwarte kobiet rodzi tam bez nacinania. Eksperci Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) uważają, że nacięcie bywa zasadne w 5 do 20 proc. porodów. Reszta jest wynikiem szpitalnej rutyny!

W Polsce zbyt pochopnie wykonuje się także cesarskie cięcia. Aż 26 proc. naszych ankietowanych rodziło w ten sposób. Według WHO nie powinno być ich więcej niż 15 proc.

Nagminnie stosuje się przyspieszanie porodu. Kroplówka z oksytocyną, przebicie pęcherza płodowego, masaż szyjki macicy - to dotknęło aż 60 proc. rodzących. WHO: nie powinno być więcej niż 10 proc.

Alarmujące jest nieprzestrzeganie praw pacjenta. Aż 40 proc. rodzących, u których przyspieszano poród, nie zostało zapytanych o zgodę, to samo dotyczy 62 proc. kobiet, którym nacięto krocze. Kobiety są rzadko pytane nawet o zgodę na asystę studentów.

Sześć lat temu ze szkół rodzenia korzystało 19 proc., dziś 31 proc. To wciąż za mało, ale szkoły rodzenia nie są refundowane, a kosztują czasem nawet kilkaset złotych.

Plagą jest bezprawne pobieranie opłat za poród rodzinny. Za to, co powinno być bezdyskusyjnym standardem, zapłaciło 42 proc. rodzących. Średnia cena wyniosła 227 zł.

Inne opłaty też bywają wysokie: za jednoosobową salę po porodzie trzeba było zapłacić ok. 300 zł, podobnie za poród w wodzie. Za obecność wybranej położnej przy porodzie kobiety płaciły średnio 598 zł.

Akcja "Rodzić po ludzku" w liczbach

W akcji wzięło udział 40 tys. kobiet, 4 tys. napisało do nas list z opisem swojego porodu.

Akcja trwała 364 dni, ale przygotowywaliśmy ją już 100 dni przed rozpoczęciem. Najdłużej trwało przygotowanie precyzyjnego narzędzia, dzięki któremu mogliśmy kodować ankiety i opracowywać je statystycznie. - Dołożyliśmy wszystkich starań, by wyeliminować możliwość oszustw - mówi Anna Otffinowska, prezes fundacji Rodzić po Ludzku.

Nad akcją pracowało prawie

200 osób - w redakcji, w fundacji przy opisywaniu szpitali, w terenie - obserwując wszystkie szpitale, przy analizowaniu danych, w promocji, by akcja mogła przebić się do świadomości kobiet. Pomagało 52 wolontariuszy. Odebrałyśmy 1100 telefonów. Stronę akcji w portalu Gazeta.pl otwierano 3 mln razy.

W Polsce są 423 placówki położnicze, 17 z nich nie odesłało żadnych informacji, dwie odmówiły wyraźnie wzięcia udziału w akcji. Mimo to 413 szpitali zostało ocenionych. Nagrodziliśmy 13 szpitali, 13 też zostało wyróżnionych. Tytuł Anioła otrzymało 13 położnych i lekarzy.

Anna Otffinowska: - W ciągu roku trwania akcji w Polsce na świat przyszło ok. 360 tys. dzieci i my, organizatorzy akcji, swoją pracę dedykujemy właśnie im.

Więcej o:
Copyright © Agora SA