Dobra droga na świat

Poród może być wspaniałym przeżyciem - mówi kanadyjska położna Hilary Monk.

Czego potrzebuje kobieta wydająca dziecko na świat?

Każda kobieta chce, żeby dziecko urodziło się zdrowe i żeby poród odbył się bez żadnych komplikacji. W miejscu, które daje poczucie prywatności, najlepiej dobrze znanym. Większość kobiet wolałaby, żeby było tam jak najmniej medycznego oprzyrządowania. I żeby jak najmniej bolało, co jednak nie zawsze jest najkorzystniejsze. Każda potrzebuje oparcia w ludziach, ale nie w obcych, tylko w tych, których chce mieć wokół siebie. Każdej dodadzą otuchy zapewnienia, że jest dzielna i świetnie sobie radzi, ale jednocześnie chce być traktowana poważnie, a nie jak mała dziewczynka, która ma się podporządkować wszystkowiedzącemu personelowi. Chce rozumieć, co się dzieje, bo tylko wtedy może podejmować świadome decyzje. I chce, by jej decyzje szanowano. Woli też być z góry przygotowana na różne ewentualności.

Na czym polega to przygotowanie?

Przekazujemy ciężarnej podstawową wiedzę o porodzie, o jego kolejnych stadiach, ale przede wszystkim przygotowujemy ją na to, że poród jest niezwykle intensywnym przeżyciem, że otworzy się przed nią cała sfera nowa doznań, żeby wiedziała, że to, co czuje, jest normalne.

Kto powinien być przy porodzie? Mąż, matka, przyjaciółka?

Ten, kogo wybierze sama kobieta. Ale to powinien być ktoś, kto nie będzie się bał, bo tylko wtedy doda rodzącej odwagi. Tę osobę, w praktyce najczęściej męża, też staramy się przygotować, żeby mógł być dla niej prawdziwym oparciem. Na przykład uczymy go, jak masować żonę, jak być rzecznikiem jej interesów. Mówimy też o opiece nad noworodkiem i przygotowujemy do roli rodziców. Uświadamiamy, że ciąża i poród to dopiero początek, i to ten łatwiejszy, bo przygotowany przez naturę, że potem przez 20 lat będą musieli ciągle podejmować rozmaite decyzje, żeby już teraz zastanowili się, jak chcą wychowywać dzieci, co robić w razie różnicy zdań w sprawach wychowania. Opowiadamy o procedurach szpitalnych, o różnych metodach znoszenia bólu i związanym z nimi ryzykiem, żeby kobieta świadomie decydowała, czy chce rodzić w szpitalu, czy nie. (Zawsze zresztą trzeba liczyć się z tym, że poród może zakończyć się w szpitalu, więc lepiej, by była na taką okoliczność przygotowana.) Mówimy o karmieniu piersią. I że karmi się w kółko, i że doskwiera brak snu, i że to wszystko jest zupełnie normalne.

Kobieta może w Kanadzie wybierać, kto będzie prowadził jej ciążę - położna czy lekarz?

Tak, ale jeśli decyduje się na położną, musi ją sobie zarezerwować na samym początku ciąży. Odtąd będą się spotykały najpierw raz na miesiąc, od 28. tygodnia ciąży co dwa tygodnie, a w ostatnim miesiącu raz na tydzień. Opieka położnej nie kończy się zresztą po porodzie, ale rozciąga się jeszcze na cały okres połogu.

Wiele razy mówiła Pani, że kobieta ma prawo wyboru. Czego i kiedy?

Już w czasie ciąży może decydować, czy chce, czy nie, poddać się rozmaitym badaniom, takim jak analiza krwi, pomiar ciśnienia.

A jeżeli nie zechce? Czy to nie jest zbyt ryzykowne?

Zadaniem położnej jest wyjaśnić, po co się to robi i że tak jest rozsądniej. Zwykle udaje się jej kobietę przekonać, bo większość kobiet, które wybierają opiekę położnej, naprawdę chce jak najlepiej dla dziecka, ale jeśli mimo to ciężarna obstaje przy swoim, to ma do tego prawo. Tak samo w trakcie porodu. Robimy w zasadzie to, czego kobieta sobie życzy. Może sobie na przykład rodzić w domu albo u przyjaciółki, w hotelu, w szpitalu, w klinice prowadzonej przez położne.

A są takie?

Zdarza się, że cztery, pięć położnych przyjmuje w jednym budynku na parterze, a na górze jest miejsce do rodzenia. Staramy się tam stworzyć warunki i atmosferę takie jak w domu.

Kobieta może więc decydować, gdzie będzie rodzić. O czym jeszcze?

Czy chce mieć cięcie krocza, czy nie (mało która chce). Czy dziecko ma przyjąć mąż. Kto jeszcze ma być przy porodzie. Czy chce, żeby noworodek został odessany, czy chce, żeby położono jej go na brzuchu, czy pępowinę odciąć od razu, czy poczekać... Może decydować o wszystkim.

Czy takie zasady wypracowała Pani sama na własny użytek? Czy są to zasady wspólne dla pewnej grupy czy szkoły położnych?

Takimi zasadami kierują się położne w mojej części Kanady. Zgodnie z nimi kobieta ma prawo do:

1. wyboru miejsca porodu;

2. rodzenia pod opieką położnej, którą zna z okresu ciąży;

2. pełnej informacji przed podjęciem decyzji, bo to ona jest ostateczną instancją decyzyjną.

Położna musi więc w pełni respektować życzenia kobiety. Inaczej mogłaby nawet stracić licencję.

Niczego Pani kobietom nie doradza? Na przykład, żeby rodziła na czworakach albo w kucki?

Każda z nas ma swoje zdanie na ten temat, ale kobieta nie musi go podzielać.

A Pani zdaniem? Jak jest najlepiej?

Dla kobiety, która potrzebuje dużo wsparcia, najważniejsze jest wczesne nawiązanie kontaktu z położną, która będzie jej towarzyszyć przy porodzie. Bo kiedy nabierze do niej zaufania, to będzie się czuła bezpiecznie, a wtedy sama będzie sobie wybierała najdogodniejsze pozycje. Jeśli chodzi o mnie, to bardzo lubię stołek do rodzenia. Chociaż muszę leżeć na podłodze, wcale mi to nie przeszkadza. Najważniejsze, że dziecko rodzi się gładko, a krocze rzadko ulega poważniejszym uszkodzeniom.

Nigdy go Pani nie nacina?

Jeśli kobieta się tego nie domaga (a mało która to robi), to nigdy. I okazuje się, że nawet u tzw. pierwiastek tylko w 40 proc. dochodzi do pęknięć krocza, najczęściej drobnych. Takie pęknięcia goją się szybciej niż rana po cięciu, a i blizna jest bardziej elastyczna.

Kobieta może w czasie porodu spacerować, brać prysznic, jeść, ale czy także w drugiej fazie porodu?

Czemu nie? Niektóre nawet między skurczami partymi potrafią zapaść w drzemkę.

Co jeszcze jest korzystne dla przebiegu porodu?

Dobra relacja z partnerem, bo on jej daje oparcie, a całe to niezwykłe doświadczenie niesłychanie ich do siebie zbliża - jako rodziców i jako kochanków. To wielki przywilej dla obojga móc razem przeżywać poród. Kiedy dziecko rodzi się w pełni zdrowe, nie mam tam wiele do roboty - ot, posłuchać serca noworodka (używam najczęściej zwykłej słuchawki), zmierzyć matce ciśnienie raz czy dwa, temperaturę i puls, i gdy tylko upewnię się, że wszystko jest w porządku, zostawiam ich samych, żeby się sobą wszyscy nacieszyli. Bywa, że kobieta, która już rodziła, zdąży tylko stanąć w drzwiach, zawołać "siostro", a w pięć minut później dziecko jest już na świecie. Wymaga to ode mnie nie lada refleksu, ale jest bardzo przyjemne, bo znaczy, że matka jest świetnie obznajomiona z fizjologią porodu i właściwie mnie nie potrzebuje. Tylko żebym sprawdziła, czy z dzieckiem jest wszystko w porządku. Zjadamy sobie wtedy razem obiad, śmiejemy się, to są najradośniejsze chwile. Bardzo mi zależy na tym, żeby kobieta się tym wszystkim cieszyła, żeby poród był dla niej jak najlepszym przeżyciem. Nie czymś strasznym, lecz czymś cudownym. Niektóre rodzące mają fantastyczne poczucie humoru i rozbawiają wszystkich dookoła.

A czasem pewnie płaczą? Wolno im?

Wolno. Wszystko - płakać, krzyczeć, chodzić po ścianach. Dopóki widać, że to im faktycznie pomaga, a nie hamuje poród. W przeciwnym razie staram się wpłynąć na zachowanie kobiety. Często za pomocą środków homeopatycznych, bo one mogą wpłynąć na stan psychiczny. Poród budzi nieraz uśpione uczucia, lęki, trudne przeżycia - te dawne i te całkiem świeże. Ja w to nie wnikam, nie jestem psychoterapeutką, moim zadaniem jest tylko pomóc rodzącej najlepiej jak można, jak potrafię.

Jakie są statystyki. Ile dzieci rodzi się w domu, a ile w szpitalu?

W naszej prowincji jest 215 położnych, które maja własną praktykę. Przyjmujemy jakieś 6 tys. porodów rocznie, znacznie więcej niż lekarze. To są zarówno porody szpitalne, jak i domowe. W pierwszym roku mojej praktyki miałyśmy 90-95 proc. porodów domowych. A kilka lat później, w innym miejscu, gdzie był inny skład społeczny i inna procedura, aż 60 proc. porodów szpitalnych. Później przyszedł strach przed SARS i ludzie bali się szpitala. Liczby się więc wahają, ale myślę, że mniej więcej 60 proc. porodów odbywa się w szpitalu, a 40 proc. w domu, podobnie jak w Holandii. Ja wolę porody domowe, trudno mi znieść szpital.

Dlaczego?

Przede wszystkim dlatego, że kobieta jest w szpitalu w dużej mierze ubezwłasnowolniona. Począwszy od tego, że nie może jeść ani pić, kiedy ma na to ochotę - na wypadek, gdyby była potrzebna narkoza. A przecież przy dzisiejszych technikach znieczulania prawdopodobieństwo zachłyśnięcia się wymiocinami jest minimalne, a wysiłek porodu wymaga dostaw energii. Poza tym rodzącą podłącza się do KTG, co uniemożliwia jej swobodną zmianę pozycji. Przy ułożeniu pośladkowym rutynowo stosuje się cesarskie cięcie, a po porodzie bardzo często oddziela dziecko od matki.

W szpitalu jest też pewnie więcej formalności?

Tony papieru! Zawsze uprzedzam o tym przyszłych rodziców. I czekam z jazdą do szpitala niemal do końca pierwszej fazy. Kiedy oceniam, że do finału pozostało kilka godzin, jedziemy, a na miejscu przypominam: Przez najbliższą godzinę nie będę miała dla państwa czasu, muszę wypełniać papierki. Kiedy dziecko się urodzi, będę zajęta tą papierkową robotą przez dwie-trzy godziny. Rodzice są więc uprzedzeni. Jeśli im to nie przeszkadza, to proszę bardzo. Ale ja nie mam już w tej sytuacji żadnego wyboru.

Czy każda kobieta może rodzić w domu?

Jeśli jest zdrowa. Statystyki mówią, że tak jest bezpieczniej. Pod warunkiem, że towarzyszy jej ktoś, kto wie, jak przebiega poród i co trzeba robić. Jeśli jest chora, powinna rodzić w szpitalu, to jasne. Ale jeśli jest zdrowa? Poród to nie nagły wypadek, to w ogóle nie jest sprawa medyczna.

A jeśli w trakcie porodu domowego coś będzie nie tak? Czy ma Pani dobre układy ze szpitalem, który w razie czego udzieli pomocy?

Żaden szpital nie ma prawa odmówić pomocy. I nie ma znaczenia, czy to jest szpital, do którego dana położna jest przypisana, czy była na poród umówiona, ani nawet to, czy działa w pełni legalnie. Czasem dobre układy mogą ułatwić uzyskanie pomocy, np. gdy poród się przedłuża i kobieta życzy sobie kroplówki lub znieczulenia. Ale w sumie układy ze szpitalem mają znaczenie drugorzędne. O wiele ważniejsza jest relacja z rodzącą. I z koleżankami położnymi. Nawzajem się wspieramy.

A jeśli kobieta miała złą przeszłość położniczą? Cesarskie cięcia? Komplikacje? Czy przyjmie ją Pani na poród domowy? Czy stosuje Pani jakąś wstępną selekcję?

Tak, ale naprawdę przeciwwskazań jest niewiele. Zniekształcenia miednicy (na przykład po wypadku), wady serca, cukrzyca (choć w większych praktykach położniczych takie trudne przypadki mogą być prowadzone przez zespół złożony z położnej i lekarza). Przebyte cesarskie cięcie nie jest przeciwwskazaniem, chyba że typu T, ale mieliśmy kobietę, która po takim cięciu uparła się rodzić w domu i urodziła. I taką, która przy poprzednim porodzie miała krwotok, zresztą z winy lekarzy. Przedsięwzięłyśmy środki ostrożności i też urodziła w domu. Przepisy wymagają jedynie, by przy ciąży bliźniaczej z ułożeniem pośladkowym poród odbywał się w szpitalu, ale znów - jeżeli kobieta się zaprze, że do szpitala nie pójdzie, to ja mam obowiązek jej towarzyszyć w domu, nie mam prawa odmówić. Muszę ją tylko ostrzec, że jej przypadek może przekroczyć moje kompetencje, ale jeśli obstaje przy swoim, nie pozostaje mi nic innego, jak wziąć od niej oświadczenie na piśmie i być przy niej.

Copyright © Agora SA