Jak delfiny

Rozmowa z Michelem Odentem, francuskim lekarzem położnikiem, gorącym zwolennikiem porodów naturalnych.

Czy to prawda, że pierwszy poród w wodzie odbył się właśnie w pańskiej klinice?

Niezupełnie. Podparyski szpital, w którym pracuję, rzeczywiście przez wiele lat, jako jedyny na świecie, miał specjalny basen do porodów. Natomiast nie mogę powiedzieć, żebym był autorem samego pomysłu. Kiedyś przeglądając jakieś medyczne czasopismo, natrafiłem na opis porodu w wodzie, który miał miejsce na południu Francji w 1804 roku! Wyczytałem, że pewna kobieta miała problemy z urodzeniem dziecka - akcja porodowa trwała już 48 godzin, ale dziecko się nie rodziło. W pewnym momencie ktoś zaproponował rodzącej kąpiel (w tamtych czasach stosowano wodę zamiast środków przeciwbólowych). Ledwo zanurzyła brzuch w wodzie, nie bardzo wierząc, że w ogóle urodzi, gdy zaskoczona stwierdziła, że dziecko wypłynęło na powierzchnię! Kiedy tylko wynurzyło się całkowicie, zaczęło krzyczeć. I tak okazało się, że poród w wodzie jest możliwy.

Czyli pomysł porodów w wodzie podsunęła panu literatura fachowa?

Raczej wnikliwa obserwacja kobiet podczas porodu. Wiele kobiet pytało mnie wtedy, czy może wziąć prysznic albo wejść do wanny. Dlatego pewnego dnia po prostu poszedłem do sklepu z zabawkami, kupiłem nadmuchiwany basen ogrodowy dla dzieci i zaniosłem go do naszego szpitala. Tak się wszystko zaczęło. Potem oczywiście zamieniliśmy ten basen na taki z prawdziwego zdarzenia.

Myślę, że woda zawsze przyciągała rodzącej kobiety, tylko długo nie potrafiły tego nazwać i wyrazić, zwłaszcza w naszym klimacie. Poza tym, do niedawna jeszcze nie dało się błyskawicznie przygotować kąpieli - nie było bieżącej wody, trzeba było ją długo grzać. Zawsze jednak woda kojarzyła się z narodzinami. Na początku naszego wieku (nie wiem, czy było tak również w Polsce), gdy kobiety rodziły w domu, ojcowie całymi godzinami gotowali wodę, choć dokładnie nie wiadomo, do czego miałby służyć.

A jak jest w innych kulturach?

Z tego, co wiem, na zachodnim wybrzeżu Australii wśród aborygenów panuje zwyczaj, że w pierwszej fazie porodu kobieta brodzi w oceanie, a inne kobiety wykopują tymczasem dołek w piasku na plaży i wyściełają go liśćmi. Gdy dziecko ma przyjść na świat, kobieta wychodzi z wody i rodzi je w takim dołku. Tak więc woda jest obecna w pierwszej części porodu.

Podobno na niektórych wyspach na południu Japonii, tam gdzie kobiety łowią perły, często też rodzą dzieci w morzu. Mówiono mi o tym wielokrotnie, ale nie znalazłem potwierdzenia tego w źródłach pisanych.

Czy zdarza się, że Pan sam proponuje kobiecie, by weszła do wody?

Jeśli kobieta widzi, że obok jest basen, nie trzeba jej tego proponować, ona po prostu spontanicznie sama idzie do wody. Najczęściej zdarza się to wtedy, gdy akcja porodowa jest bardzo intensywna, gdy bóle są bardzo silne. Wtedy kobieta prosi: "Niech pan coś zrobi, już nie wytrzymuję! Niech mi pan da zastrzyk!". rozwarcie jest wówczas na 4-5 cm. To odpowiednia chwila, by zaprowadzić ją do małej sali porodów w wodzie. W sali tej na ścianach są wymalowane delfiny, wszędzie widać błękit wody, słychać jej szum. I wtedy kobieta na ogół nie pyta: "Kiedy da mi pan zastrzyk?", tylko: "Ile czasu potrzeba, żeby napełnić basen?". O zastrzyku całkowicie zapomina, całą uwagę kieruje na basen z wodą.

Wiadomo, że wszelkie środki przeciwbólowe stosowane w czasie porodu powodują skutki uboczne, długo - lub krótkofalowe. Chodzi więc o to, jeśli się tylko da, unikać leków. Dzięki kąpieli w wodzie można opóźnić moment ich podania, albo wręcz uniknąć takiej konieczności.

Zazwyczaj kąpieli łagodzi ból przez godzinę, dwie. Ważne jest, by kobieta weszła do basenu w odpowiednim momencie rozwierania się szyjki (4-5 cm), przy silnym skurczu. Po upływie godziny, półtorej dochodzi na ogół do pełnego rozwarcia. Oczywiście sam basen nie wystarcza. Poród może dobrze przebiegać, jeżeli:

w pomieszczeniu panuje półmrok,

wokół nie kręci się zbyt dużo osób,

mąż usuwa się w cień,

położna się nie narzuca.

Krótko mówiąc - kobiecie się nie przeszkadza.

Czy kobieta może sobie zaplanować, że urodzi w wodzie, czy to się dzieje spontanicznie?

Wiele kobiet czuje potrzebę wyjścia z wody tuż przed urodzeniem dziecka. W ostatniej fazie porodu wydziela się bardzo dużo adrenaliny. Dlatego właśnie kobiety chcą się wtedy czegoś złapać, podnieść się itd. W wodzie zaczyna im czegoś brakować. To najczęściej spotykany scenariusz. Zdarzają się jednak niespodzianki, takie jak ta, o której wspominałem na początku, sprzed prawie 200 lat we Francji. Nagle hop! - i mamy dzidziusia! warto po prostu wiedzieć, że urodzenie dziecka w wodzie jest całkowicie bezpieczne.

Czy nigdy nie miał Pan żadnych obaw?

Rzeczywiście, na początku byliśmy bardzo ostrożni. W czerwcu 1983 roku mieliśmy sto dzieci urodzonych w wodzie i wtedy postanowiłem podsumować to, czego się nauczyliśmy. Wówczas opublikowałem na ten temat artykuł w prestiżowym medycznym piśmie "Lancet". Wyjaśniłem w nim, że stosowanie wody przy porodzie jest tanie i bezpieczne, że woda może zastąpić środki przeciwbólowe. Stopniowo coraz więcej szpitali wprowadzało u siebie baseny i w 1995 roku okazało się, że w ten sposób przyszło na świat już 19 tysięcy dzieci (Dane z konferencji położników w Wembley w 1995 roku).

To zawrotna liczba.

Zawrotna liczba i dowód, że to możliwe! W jednym tylko szpitalu w Belgii urodziło się w ten sposób dwa tysiące dzieci. W uniwersyteckiej klinice w Oksfordzie - tysiąc, a jest to jedna z najbardziej prestiżowych placówek na świecie. Tak więc, jeśli kobieta odpręża się w wodzie i nie ma ochoty z niej wyjść, nie widzę powodu do paniki.

Niekiedy chyba nie zdąży wyjść.

Albo nie zdąży, albo po prostu chce w niej zostać.

Specjalnie?

Tak. Kiedyś jedna kobieta na dziesięć nie zdążyła wyjść z basenu. Dzisiaj co druga chce w nim urodzić.

Jak to się dzieje, że dziecko urodzone w wodzie się nią nie zachłystuje?

Dziecko w macicy jest świetnie przystosowane do życia w środowisku wodnym. Zaczyna oddychać dopiero w chwili, gdy zetknie się z powietrzem.

Czy to znaczy, że człowiek jest ssakiem wodnym?

Z punktu widzenia genetyki jesteśmy prawie identyczni z szympansami. Są jednak cechy, które nas od nich różnią. Istnieje teoria, że kiedyś ludzie żyli przede wszystkim na morskim wybrzeżach. Nasz mózg jest czterokrotnie większy od mózgu szympansa. Ssaki, które przystosowały się do życia w morzu, mają mózg większy niż ich kuzyni żyjący na lądzie. Na przykład foki mają większy mózg niż wilki. Innym przykładem są ludzkie łzy.

... słone!

Nie występują one u zwierząt lądowych. Często natomiast spotyka się je u zwierząt wodnych. Krokodyle płaczą, podobnie foki czy iguany. Ptaki nadmorskie również mają gruczoły łzowe.

Poza tym spójrzmy na nasze ciało - nie pokrywa go sierść, co jest trochę dziwne w przypadku zwierząt lądowych. Mamy natomiast pod skórą warstwę tłuszczu. Przecięto dla porównania skórę człowieka, szympansa i delfina. Okazało się, że skóra człowieka najbardziej jest podobna do skóry delfina. Teoria ta została przedstawiona na konferencji w San Francisco w czerwcu 1994 roku. Rzuca ona zupełnie nowe światło na całą naszą dotychczasową wiedzę, w tym także na pociąg kobiet do wody w czasie porodu i na różne inne zachowania człowieka. Bo co robią ludzie w czasie wakacji? Siadają na plaży i przez dwa tygodnie wpatrują się w fale morskie!

...w poszukiwaniu przeszłości. A czy kobieta, która zaczęła rodzić w sposób klasyczny, może zmienić zdanie i zakończyć poród w wodzie?

Tak, kobiety przejawiają niesłychana, można by powiedzieć wręcz irracjonalną chęć zanurzenia się w wodzie. Często zresztą przynosi to natychmiastowe efekty. Pamiętam pewną kobietę, która nagle poczuła, że koniecznie musi wejść do wody. Zaczęliśmy więc napełniać basen. Ona jednak, nie mogąc się doczekać, aż woda się naleje, postanowiła wejść do zimnego i prawie jeszcze suchego basenu. W momencie gdy przekładała nogę nad krawędzią, dziecko się urodziło.

Często w końcowej fazie porodu kobiety przejawiają tak niesłychany, nieodparty pociąg do wody, że wydają się zupełnie nieobecne, przestają się kontrolować. To najważniejszy aspekt fizjologii porodu. U rodzącej kobiety pracuje jedynie głęboka warstwa mózgu; jest wtedy najaktywniejszą częścią jej ciała. Rozmaite hormony są wydzielane właśnie przez te najstarsze struktury mózgu. Jednocześnie kora mózgowa (odpowiedzialna za myślenie i kojarzenie) musi być w stanie spoczynku. Kobiety wyglądają wtedy, jakby przebywały na innej planecie. Pozwala to zrozumieć istotną rzecz: za każdym razem, gdy pobudzamy korę mózgową rodzącej kobiety, wpływa to negatywnie na akcję porodową. Trzeba wiedzieć, co działa stymulująco na korę, by uniknąć błędów i nie zakłócać porodu.

Czego więc nie należy robić?

Na przykład należy być bardzo oszczędnym w słowach. Mówienie, odpowiadanie na pytania, aktywizuje myślenie. Jeśli ktoś przebywa akurat na innej planecie, nie należy mu zadawać pytań w rodzaju: "Czy jest pani ubezpieczona?", "Jaki jest numer pani telefonu?", "Imię ojca"?.

Co jednak zdarza się często ...

Nie tylko w ten sposób można zaburzyć przebieg porodu. Żeby pobudzić korę mózgową, wystarczy włączyć ostre światło. Innym przykładem może być obserwowanie kogoś. Gdy ktoś się nam przygląda, od razu staramy się poprawić, zmienić pozycję, coś z sobą zrobić. Tak więc podstawową potrzebą rodzącej kobiety jest to, żeby nikt na nią nie patrzył. Kobieta potrzebuje intymności. Wystarczy przyjrzęć się pod tym kątem innym ssakom: w momencie porodu rozwijają one całą strategię, by schować się gdzieś na ten czas. Na przykład szczury, które są aktywne w nocy, rodzą małe w dzień. Z końmi rzecz się ma odwrotnie. Dzikie owce kryją się w niedostępnych partiach gór.

Kiedy pobudza się korę, wzrasta poziom adrenaliny. Rośnie on na przykład, gdy czegoś się boimy. Tymczasem podstawowym warunkiem porodu jest poczucie bezpieczeństwa! Przez tysiące lat kobiety rodziły blisko matek albo kogoś, kto je zastępował, kto miał już doświadczenie porodu za sobą. (Ważne, żeby to było dobre doświadczenie, bo inaczej jej lęk i złe wspomnienia udzielą się rodzącej). Stąd wywodzi się zresztą funkcja położnej. Jest ona kimś, kto zastępuje matkę, daje poczucie bezpieczeństwa, oparcie. Dziecko, które czuje się zagrożone, szuka pomocy u matki. Podobnie jest z rodzącymi kobietami.

Ważne jest też, by położna była blisko, ale siedziała w swoim kąciku i nie przeszkadzała rodzącej, by nie stała przed kobietą i nie przyglądała się jej.

Czy położne, które z Panem pracują, są przez Pana specjalne szkolne?

Wszystkie skończyły normalne szkoły dla położnych. Z łatwością przystosowują się do pracy w naszym szpitalu. Szybko orientują się, że położna przede wszystkim nie powinna przeszkadzać. Po praktyce w moim szpitalu jest im bardzo trudno dostosować się do pracy gdzie indziej, w konwencjonalnym szpitalu.

Co wolą kobiety, które raz rodziły klasycznie, a drugi raz w wodzie?

Bez wątpienia to drugie.

Czy dlatego, że jest to mniej bolesne dla matki i dzieci?

Myślę, że najważniejsze jest to, iż można uniknąć stosowania środków przeciwbólowych. Mówiłem już, że mają one skutki uboczne bezpośrednie (np. zaburzają oddychanie), a prawdopodobnie również długofalowe. Ostatnie badania wykazują, że być może istnieje związek między zażywaniem przez matkę środków uśmierzających ból w czasie porodu a skłonnościami do narkomanii jej dziecka.

Jeśli zaś chodzi o ból, wystarczy spojrzeć na kobietę wchodzącą do basenu: zawsze oddycha z ulgą. Poród w wodzie jest łatwiejszy. Skurcze są słabsze, kobieta się odpręża, a rozwarcie postępuje stosunkowo szybko.

Czy kobieta, która ma dużą wannę, może urodzić w domu?

Dlaczego nie, jeśli czuje taką potrzebę? Nawet prysznic dobrze działa, najlepiej jest jednak zanurzyć się jak najgłębiej. Poza tym ważną rolę odgrywa tu symbolika: płynąca woda, jej szum.

Czy zdarza się, że czasem odradza Pan poród w wodzie?

Tak, w przypadku pośladkowego ułożenia dziecka. Wówczas bowiem pierwsza faza porodu jest pewnego rodzaju testem. Trzeba uważnie obserwować przebieg porodu, by stwierdzić, czy dziecko może urodzić się drogami natury.

Czy poród w wodzie może być niebezpieczny?

Nie ma na to dowodów, trzeba jednak przeprowadzić rachunek strat i zysków. Wydaje się, że w tym wypadku bilans jest dodatni: stosuje się mniej lekarstw, poród przebiega łatwiej, jest mniej cesarskich cięć. Istnieje jednak jedno zagrożenie, które występuje, jeśli woda jest za gorąca (pisałem o tym w "Lancecie"). Należy się zawsze upewnić, czy woda ma nie więcej niż 37 stopni. Przy wyższej temperaturze rośnie ciepłota ciała matki, a temperatura ciała dziecka jest zawsze o stopień wyższa. Dziecko może więc zagrzać się aż do 40 stopni. Nie umie się do tego przystosować - ma gorączkę, zużywa znacznie więcej tlenu i cierpi. Zbyt wysoką temperaturą kąpieli można wytłumaczyć śmierć dwojga noworodków w Anglii, w Bristolu. Ich matki kąpały się przed porodem w wodzie o temperaturze powyżej 39 stopni.

Trzeba pamiętać, że porodowi towarzyszą mocne skurcze, w czasie których dziecko dostaje mniej tlenu. Jeśli do tego jeszcze ma gorączkę, nie potrafi przystosować się do tej sytuacji. Kobieta jednak na ogół wyczuwa, czy woda jest dobra, czy nie. Jeśli ma około 36 stopni, czuje się w niej komfortowo. Nawiasem mówiąc, znieczulenie nadoponowe stosowane przy porodzie również może powodować takie same skutki jak zbyt gorąca woda, ponieważ zaburzone zostają procesy termoregulacji. Niedawne badania wykazały, że 5 procent dzieci, których matki zostały znieczulone, dostawało 40-stopniowej gorączki. Z powodu znieczulenia o wiele częściej używa się kleszczy i robi się cesarskie cięcia. Znacznie łatwiej mimo wszystko jest sprawdzić temperaturę wody!

Pamiętajmy: bogini miłości - Afrodyda - narodziła się przecież z morza, z piany morskiej. To nam może dać do myślenia ...

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dziecko 3/1997

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.