Poród lotosowy: tylko nie odcinajcie pępowiny!

Dobry pomysł czy kolejna moda z kategorii "natura i duchowość"? Poród lotosowy to poród, w którym nie odcinamy pępowiny, czekamy aż sama odpadnie wraz z łożyskiem. Taka forma rodzenia dzieci ma swoich zwolenników na całym świecie, także w Polsce. Pytamy doulę i ginekologa-położnika o szczegóły i o zasadność pozostawiania łożyska przy dziecku.

Poród lotosowy: na czym polega

- To kobieta powinna decydować o porodzie - uważa Patrycja Zielińska, doula i propagatorka idei porodu lotosowego. W tym naturalnym podejściu do narodzin dziecka nie przecina się pępowiny, łożysko rodzi się naturalnie i pozostaje połączone z dzieckiem tak długo aż samo odpadnie. Zwykle trwa to od 3 dni do tygodnia, rzadziej do 10 dni (w rejonach o wilgotnym klimacie, np. w lasach tropikalnych Australii, czy na Bali, gdzie tradycyjnie nie odcina się pępowiny przez kilka godzin po narodzinach dziecka). - Średnio poród lotosowy trwa 5 dni - mówi Patrycja Zielińska, która urodziła tak dwójkę dzieci. - W przypadku mojego syna proces trwał niecałe 3 doby, więc nie odczułam dyskomfortu, natomiast córka była połączona 5 dni. To znacznie krócej niż odpada kikut z przeciętej pępowiny. Kiedy przyczep pępowinowy odpadnie lub zostanie odłączony przez dziecko, co się często zdarza, wiele rodzin zakopuje łożysko w ziemi, pod drzewem. Ja swoje przechowuje na czas, kiedy będę mogła je zakopać. Jest całkowicie zasuszone.

Zainteresowała się porodem lotosowym dzięki znajomej. Spodziewała się wtedy trzeciego dziecka. - Koleżanka zapytała mnie, czy nie chciałabym rodzić lotosowo - opowiada. - Od razu poczułam, że tak. Poznałam rodziców, którzy tak rodzili i wydawców książki o porodzie lotosowym. Nie interesowała mnie wtedy tak bardzo ideologia, tylko to, jak zająć się łożyskiem po porodzie. To budziło mój niepokój, ale wszyscy uspokajali, że nie ma się czym martwić. Kiedy byłam już po porodzie przekonałam się, że to jest bardzo naturalne, a z łożyskiem nic się nie działo. W sumie rodziłam lotosowo dwa razy, za każdym razem w domu. Towarzyszyła mi położna, która uczestniczyła już w takich porodach i była do nich neutralnie nastawiona. Wiedziała, że to bezpieczne i że ma obowiązek szanować wolę rodziców.

Zobacz wideo

Inspiracja ze świata natury

Poród lotosowy wymyśliła w 1974 roku Amerykanka Clair Lotus Day, pielęgniarka i jasnowidzka. Urodziła swojego syna w szpitalu i - zainspirowana książką Jane Goodall "W cieniu człowieka", opisującą takie praktyki u szympansów - poprosiła lekarza, żeby nie odcinał pępowiny, a następnie zabrała dziecko połączone z łożyskiem do domu. Według "matki porodów lotosowych" nieodcinanie pępowiny aż do czasu jej samoistnego odpadnięcia pozwala dziecku łagodniej przejść od życia płodowego do świata zewnętrznego. Aura dziecka urodzonego lotosowo, jak uważała Clair, jest pełna i zdrowa dzięki nasyceniu siłą życiową łożyska.

- Łożysko traktowane jest z szacunkiem, jako część ciała dziecka, jego drzewo życia - tłumaczy Agnieszka Kurczuk-Powolny, ginekolog-położnik, która uczestniczyła w porodzie lotosowym w jednym z warszawskich szpitali. - Dzieci urodzone w ten sposób miały być, według Clair Lotus Day, spokojniejsze, zdrowsze, bardziej pewne siebie i szczęśliwsze w dalszym życiu - mówi. Przemyślenia Amerykanki trafiły w latach 80. do Shivam Rachany, Australijki, założycielki Międzynarodowego Instytutu Duchowego Położnictwa w Melbourne i późniejszej autorki znanej książki na temat porodów lotosowych, zatytułowanej "Poród lotosowy. Narodziny w nowym świetle" (w Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa Ravi). Rachana bardzo przyczyniła się do szerzenia wiedzy na temat lotosowych narodzin.

Lotosowo w Polsce?

Poród lotosowy najczęściej odbywa się w domu, chociaż zdarza się także w szpitalach. W Polsce o porodzie lotosowym stało się głośno w 2009 roku za sprawą małżeństwa z Hrubieszowa, które po szpitalnym porodzie odmówiło odcięcia pępowiny dziecka. Lekarze, którzy nie spotkali się wcześniej z takim przypadkiem, zaniepokojeni, że może dojść do zakażenia, powiadomili o tym fakcie prokuraturę. Ta uznała, że poród lotosowy nie stanowi zagrożenia życia noworodka i umorzyła postępowanie. - Informacje o położnych i szpitalach przyjaznych porodowi lotosowemu przekazywane są drogą pantoflową, a warunki ustalane indywidualnie przez każdą ciężarną - mówi Patrycja Zielińska.

- Generalnie obserwuję bardzo powolne oswajanie się z tym tematem w społeczeństwie i strukturach medycznych - ocenia. - Trudno powiedzieć, czy zainteresowanie rośnie. Ale wciąż mam informacje o ludziach, którzy się na takie porody decydują lub zdecydowaliby, gdyby byli kolejny raz w ciąży. Są też sytuacje, kiedy mamy były zdecydowane jednak musiały rodzić w szpitalu i tam się już nie chciały decydować lotosowo. Położna, z którą rodziłam mówiła, że przyjęła takich porodów 30 przez bodajże 11 lat. Innych statystyk nie znam. Myślę, że może to być kilkanaście porodów rocznie w Polsce.

Na stronie poświęconej porodom lotosowym, tworzona jest lista dzieci urodzonych lotosowo. Patrycja Zielińska przyznaje jednak, że ludzie niechętnie się wpisują, więc nie oddaje ona skali zjawiska w naszym kraju. - Problemem jest mała świadomość lekarzy i położnych - przyznaje Agnieszka Kurczuk-Powolny. - Na stronie lotosowych porodów zarejestrowanych jest jedynie 5 osób deklarujących gotowość udziału w takim porodzie - 4 doule i jedna położna. Zapewne jest więcej osób ze środowiska medycznego, które są w stanie pomóc przy porodzie lotosowym. Na pewno można ustalić taki sposób porodu w czasie przygotowania planu porodu i rozmowy z położną. Oczywiście nie każdy szpital w naszym kraju jest przygotowany i otwarty na takie pomysły. Są jednak szpitale i prywatne kliniki położnicze, gdzie można urodzić swoje wymarzone lotosowe dziecko - przekonuje lekarka.

Co z tym łożyskiem?

Jak przyznaje Patrycja Zielińska, najwięcej obaw podczas podejmowania decyzji o porodzie lotosowym, wzbudza samo łożysko - to, jak należy się z nim obchodzić i jak je przechowywać. Tak opowiada o swoim doświadczeniu: - Łożysko w moim porodzie domowym zostało wstępnie umyte i obejrzane przez położną, potem zostało odłożone na sitko, żeby wyciekł tzw. żel Whartona. W ciągu doby od porodu trzeba łożysko umyć (ale nie zanurzać całego w wodzie), żeby usunąć pozostałości poporodowe, które ewentualnie mogły by się psuć. Łożysko najlepiej jest zasolić. Przyśpiesza to obsychanie, odkaża i przyspiesza "mumifikacje". Gdy żel wycieknie, można przełożyć łożysko do miski lub torby uszytej z naturalnych materiałów. Pępowina mocno sztywnieje i jeśli przeszkadza to w pielęgnacji dziecka, można ją namoczyć w odległości co najmniej kilku centymetrów od pępka, obwijając namoczonym kawałkiem bawełny. Pępowina wtedy mięknie i staje się elastyczna, co ułatwia zmianę pozycji dziecka - wyjaśnia doula.

O tym, że porody lotosowe zdarzają się także w polskich szpitalach, najlepiej świadczy wypowiedź Agnieszki Kurczuk-Powolny, która opowiada o porodzie w jednym z warszawskich szpitali. Uczestniczyła w nim jako lekarka: - Sam poród był bardzo piękny, spokojny, łagodny i naturalny - mówi lekarka. - Urodzenie łożyska nastąpiło prawie niezauważalnie, wszyscy zajęci byli dzieckiem. Po porodzie łożysko obmyto z krwi i owinięto pieluszką zmoczoną w słonej wodzie, zapakowano w specjalny foliowy woreczek. Rodzice byli dobrze przygotowani do tego rodzaju porodu i właściwie to oni instruowali personel, jak postępować w takiej sytuacji. Lekarze i położne po prostu zgodzili się uczynić zadość życzeniu rodziców, o ile nie zagrozi to zdrowiu matki i dziecka. Pępowina i łożysko były codziennie dezynfekowane, zaś zabezpieczające je woreczki zmieniane. Dziecko było starannie kontrolowane przez neonatologów zaniepokojonych niecodzienną sytuacją i tym, czy nie rozwija się u niego stan zapalny. Po kilku dniach rodzice wyszli do domu wraz z dzieckiem i łożyskiem.

"To po prostu martwa tkanka"

Zdania co do zasadności pozostawiania łożyska i pępowiny aż do momentu ich naturalnego odpadnięcia są podzielone. Agnieszka Kurczuk-Powolny przyznaje, że sama ma mieszane odczucia co do porodu lotosowego. - W pełni zgadzam się z tezą, że dziecko w łonie matki jest człowiekiem odczuwającym jej emocje i mającym własne uczucia - mówi lekarka. - Poród jest dla niego ogromnym przeżyciem, porównywalnym chyba z lotem na inną planetę. Należy zapewnić mu jak najłagodniejsze lądowanie na naszej planecie, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Moment porodu i jego przebieg ma ogromne znaczenie dla całego naszego życia. Wszelkie interwencje medyczne są wtedy bardzo odczuwane i wdrukowywane w pamięć małego człowieka, mogą mieć wpływ na jego zdrowie i psychikę. Nagłe przecięcie pępowiny i odcięcie dopływu tlenu można porównać do wrzucenia na głęboką wodę kogoś, kto nie umie pływać. Po prostu albo sobie wtedy poradzisz, albo muszą cię ratować.

Zbyt wczesne przecięcie pępowiny pozbawia dziecko dopływu tlenu, pogarszając jego stan. Poza tym odbieramy w ten sposób noworodkowi cenną krew pępowinową - pozostaje ona w łożysku, co sprawia, że zwiększa się objętość tego organu, a to sprzyja problemom z jego urodzeniem. Zdaniem Agnieszki Kurczuk-Powolny przy fizjologicznym porodzie pępowinę powinno się odcinać dopiero po urodzeniu łożyska: - Przecinanie pępowiny, która dawno przestała tętnić, nie jest bolesne dla dziecka. Nigdy nie widziałam złej reakcji noworodka w takim momencie. - mówi lekarka. Czy pozostawienie pępowiny i łożyska do momentu ich odpadnięcia ma więc sens? - Łożysko można oczywiście traktować z szacunkiem, oddać rodzicom, jeśli sobie tego życzą - twierdzi Agnieszka Kurczuk-Powolny. - Nie widzę jednak sensu ani korzyści z dalszego pozostawiania nieprzeciętej pępowiny wraz z łożyskiem aż do czasu jej odpadnięcia od pępka dziecka. Jest to po prostu martwa tkanka, która według mnie nie spełnia już żadnej funkcji, ani zdrowotnej, ani duchowej.

Hippisowskie pomysły?

Agnieszka Kurczuk-Powolny zwraca uwagę na fakt, że w żadnej kulturze ani u prawie żadnych zwierząt, nie zaobserwowano praktyki pozostawiania łożyska po porodzie: - Zwierzęta, nawet roślinożerne, zwykle zjadają łożysko, stanowiące dla nich cenne źródło substancji odżywczych w połogu. W wielu kręgach kulturowych żyjących zgodnie z naturą zakopuje się łożysko na cmentarzach przodków lub kobieta zjada własne łożysko. Moim zdaniem ma to już więcej sensu niż karmienie, przewijanie, przytulanie dziecka połączonego z łożyskiem. Jest to według mnie po prostu niewygodne, poza tym stanowi potencjalne źródło zakażenia dla dziecka. Skoro nie wymyśliły tego zwierzęta, ani miliardy ludzi przez tysiące lat, to chyba nie warto. Argument, że dzieci lotosowe są zdrowsze i spokojniejsze można wyjaśnić w prosty sposób - rodzą się w rodzinach dbających o zdrowie fizyczne i duchowe, przejmują dobre geny swoich oświeconych przodków i wzrastają w atmosferze harmonii - podsumowuje lekarka.

Zainteresowanie porodem lotosowym może być w pewnym stopniu wyrazem fascynacji filozofią Wschodu, która jest modna w zachodnich cywilizacjach. Zauważa to Agnieszka Kurczuk-Powolny, mówiąc, że pomysł Clair Lotus Day jest dla niej przykładem filozofii New Age, wywodzącej się z nurtu hipisowskiego. - Ludzie z Zachodu próbują przyswoić sobie filozofię Wschodu, przerabiając ją i dostosowując do swoich wizji - tłumaczy. - Podobnie jest z jogą czy ajurwedyjską hinduską medycyną, które w wybiórczej, szczątkowej formie rozpowszechniają się po świecie. Nie ma w tym oczywiście nic złego. Można przeżyć poród lotosowy, jeśli ktoś ma taką potrzebę i jest do tego dobrze przygotowany - podkreśla lekarka.

Naturalnie i wyjątkowo

Patrycja Zielińska nie ma jednak wątpliwości: poród lotosowy jest wydarzeniem wyjątkowym i w pełni naturalnym. Uważa, że żadnej kobiecie nie należy narzucać sposobu rodzenia. Sama jest zwolenniczką porodów bez zbędnej ingerencji medycznej, dlatego zdecydowała się urodzić najmłodsze dzieci właśnie lotosowo. Odpowiadając na pytanie dlaczego warto zdecydować się na taki poród, mówi: - Towarzysząc dziecku w tym porodzie czułam, że dzieje się coś wyjątkowego, byłam w pełni skupiona na emocjach dziecka i swoich - opowiada. - Kiedy później przeczytałam książkę o porodzie lotosowym, okazało się, że wiele rodzących doświadczało podobnych przeżyć, co ja - to tylko potwierdza to, że taki poród ma swój naturalny przebieg.

- Dla mnie najważniejsze jest to, że poród lotosowy jest bezpieczny i zwraca uwagę na to, że na każdy zabieg medyczny (również odpępnienie) kobieta rodząca musi udzielić zgody - wyjaśnia doula. - To kobieta decyduje o swoim porodzie. Jest to pewna skrajność, drugi biegun kontroli i medykalizacji. Ważne jest również, żeby nie generalizować jednej normy porodu dla wszystkich kobiet i ich dzieci, szczególnie jeśli chodzi o przedziały czasowe różnych komponentów porodu. Jedno dziecko potrzebuje kilku, a inne kilkudziesięciu minut na podjęcie czynności oddechowych i funkcji trawiennych po narodzinach. Pępowina powinna całkowicie przestać tętnić, to oznacza, że okres adaptacji - uruchomienia organów wewnętrznych do życia poza łonem matki został zakończony. 1/3 krwi dziecka znajduje się w okresie prenatalnym w łożysku i jest to rezerwuar, którego uruchamiane układy - oddechowy, trawienny, wydalniczy - potrzebują. Dziecko pozbawione tej krwi jest słabsze już na starcie. To są fakty wynikające ze znajomości fizjologii - mówi Patrycja Zielińśka i dodaje: - Co do pozostawienia pępowiny w późniejszym okresie, jest to kwestią wyczucia i poglądów danych rodziców i powinna być przestrzeń na to, żeby każdą decyzję uszanować.

Więcej o:
Copyright © Agora SA