Czekam aż pierwszy raz będę mogła nakarmić dziecko piersią [List nadesłany w ramach akcji "Miałam piękny poród"]

Jest, krzyczy, płacze! Położyli mi córeczkę na brzuchu i cisza. "Dlaczego ona nie płacze?" - spytałam. "Bo się uspokoiła, słyszy Pani serce" - powiedzieli lekarze.

Termin miałam na 2 stycznia.

Pod koniec ciąży przeprowadziliśmy się z zatłoczonej stolicy do nadmorskiej miejscowości blisko Ustki. Stąd był mój mąż, tu na miejscu czekało na mnie moje ukochane morze. Święta Bożego Narodzenia i Sylwester były dla mnie jedną wielką niepewną. Czy spędzimy je jeszcze we dwójkę czy już rodzinnie?

Sylwester minął, 2 stycznia minął a u mnie nic.

Całą ciążę czułam się wspaniale,

tak naprawdę gdyby nie rosnący brzuch i ruchy dziecka nie czułabym, że jestem w ciąży! Żadnych mdłości, słabnięć, nic! Do ostatnich dni ciąży całe dnie spędzałam na spacerach, uczestniczeniu w normalnych wydarzeniach no i oczywiście w pracy. Mało tego, moja cera stała się pełna blasku, włosy lśniące! Czułam, że rozkwitam. Pamiętam do dziś, jak w szóstym miesiącu ginekolog stwierdził, że wyglądam kwitnąco!

Charakter też mi się bardzo zmienił, byłam oazą spokoju i opanowania.

Krotko mówiąc zupełnie się nie oszczędzałam, gdy ustępowali mi miejsca pod koniec ciąży nie korzystałam z tego, po co?

Termin porodu minął a u mnie nic... cisza... Zaczęłam stosować różne podpowiedzi aby przyspieszyć poród. Mycie okien, firanki, wchodzenie po schodach. Oczywiście z umiarem. Nic nie pomagało. Po dziesięciu dniach od terminu dostałam skierowanie do szpitala. Do Ustki. Tu najbliższa porodówka.

Jadąc tam śmiałam się, że jadę na wczasy odchudzające. Po części miałam rację, przybrałam na wadze ok. 20 kg!

Na oddziale dostałam oksytocynę.

Zaczęło się. Skurcze były dość silne. W środku nocy zabrano mnie z sali na porodówkę. Dzwonię do męża "przychodź, zaczęło się". Mieliśmy zaplanowany poród rodzinny. Choć pierwszy raz odwiedziłam to miejsce, czułam się taka oswojona. Na korytarzu kilka koleżanek ze szkoły rodzenia. Polecam szkoły rodzenia dużo dają, a do tego na porodówce nie jesteś sama ;-)

Tak się szczęśliwie złożyło, że podali mi gaz rozweselający.

Gaz naprawdę pomógł. Rozluźniłam się, mało tego, na chwilę w trakcie porodu zasnęłam! Gdy uchyliłam jedno oko usłyszałam głos położnej: " Iza, jak będziesz spać, to nie urodzisz" zażartowała...Gaz bardzo mi pomógł, pełne rozwarcie osiągnęłam bardzo szybko. Owszem, ból był i to mocny, ale w momencie pojawienia się dziecka od razu wszystko znika! Jest, krzyczy, płacze! Położyli mi córeczkę na brzuchu i cisza. "Dlaczego ona nie płacze?" - spytałam. "Bo się uspokoiła, słyszy Pani serce" - powiedzieli lekarze. Chwilę potem zawożą mnie do sali obok, gdzie stoi już mój mąż ze łzami w oczach, dzieląc się przez telefon cudowną nowiną z rodziną! A teraz czekam aż pierwszy raz będę mogła nakarmić swoje dziecko piersią.

List pochodzi z naszej akcji "Miałam piękny poród". Więcej czytaj tutaj

Jeśli chcesz opisać swój poród, pokazać innym przyszłym mamom, że nie musi być "strasznie", czekamy na twój list pod adresem edziecko@agora.pl

Najciekawsze listy nagrodzimy książką.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.