Rywalizacja w szkołach. Córka zajęła ostatnie miejsce w zawodach. Dyrektor jej pogratulował

"Dla wielu uczniów moment skonfrontowania się z wynikami sprawdzianu jest przyczyną wybuchu złości, złośliwości, spazmów". Dlaczego tak bardzo wszystkim zależy na ocenach? Uczniom, rodzicom i nauczycielom. Do tego stopnia, że zapominamy, że nauka może być przyjemnością.

Otwieram Librusa i czytam wiadomości o kolejnych konkursach. Z przyrody, literatury, matematyki, muzyki, gimnastyki, językowe – jest ich naprawdę bardzo dużo i to już na poziomie pierwszych klas szkoły podstawowej. W każdym konkursie będą uczniowie, którzy staną na podium i tacy, którzy przepadną.

Są też oceny. Sypią się codziennie. Szkoły różnie ustalają, co będzie oceną. Literki, buźki uśmiechnięte, buźki smutne, punkty. Oceny mają być tylko dla uczniów i rodziców, ale wiadomo, że dzieci rozmawiają między sobą w klasie, co kto dostał. Szybko wyłaniają się: uczeń wzorowy, ten przeciętny i ten, który sobie kiepsko radzi. Rywalizujemy między sobą od pierwszych dni edukacji - nawet tej przedszkolnej.

Zobacz wideo

"To nie była praca na miarę pięciolatka"

Kiedy rozmawiałam z rodzicami dzieci w różnych wieku, jedna z mam wspomniała o konkursach w przedszkolach. To te na najładniejszą dynię, szopkę itd. To jest też moment, w którym kilkulatek po raz pierwszy mierzy się z rywalizacją w grupie. Chrzest bojowy przed szkołą, gdzie współzawodnictwo zacznie się na poważnie. Chociaż i to przedszkolne też potrafi zaboleć.

- To był konkurs na najładniejszą szopkę betlejemską. Córka zrobiła ją sama. Z pudełka po butach, plasteliny, krepiny i farbek. Jakież było moje zdziwienie, gdy na półce w przedszkolu, na której mieliśmy składać prace, zobaczyłam szopkę zbitą z równo przyciętych deseczek ze światełkami choinkowymi, pięknie ulepionymi z modeliny postaciami. To nie była praca na miarę pięciolatka. To była przykra sytuacja, bo trudno wytłumaczyć dziecku, które dwa wieczory poświęciło na pracę i wykonało ją samodzielnie, że zrobiła jedną z brzydszych szopek - wspomina swoje pierwsze starcie ze współzawodnictwem w placówkach edukacyjnych matka dwójki dzieci.

Dr Marta Majorczyk, pedagog i doradca rodzinny z poradni przy USWPS, wykładowca akademicki w Wyższej Szkole Bezpieczeństwa w Poznaniu uważa, że rywalizacja to nasza naturalna potrzeba.

- Człowiek od zawsze rywalizował z innymi. Trzeba tylko kształtować pozytywną wersję, a eliminować tę negatywną - zauważa.

Kiedy podjęłam temat rywalizacji w szkołach na profilu społecznościowym serwisu eDziecko.pl, rodzice chętnie podzielili się swoimi obserwacjami. Głównie tymi, że współzawodnictwa jest w naszych szkołach sporo. Spośród komentarzy wybrałam dwa:

"Nieporozumieniem jest to, że takimi zasadami wyścigów obciąża się już najmłodsze dzieci. A kto decyduje, które prace są najlepsze i na jakiej zasadzie?"

Konkursy - rywalizacja od małego - wyścig szczurów - wrzody, nerwice, depresje. Raz na jakiś czas ok. Ale nie dla wygranej, a samego udziału.

Współzawodnictwo sprzyja maksymalizacji osiągnięć, ale wytwarza dużo napięcia

W literaturze pedagogicznej jest sporo informacji na temat rywalizacji w szkole, a także o tym, że jest niezbędna. Wielu nauczycieli i edukatorów uznaje rywalizację za jedyny skuteczny sposób motywowania uczniów do nauki. Ale jest też i o tym, że nieustanne współzawodnictwo zabija naturalną chęć do nauki, budzi niezdrową chęć pokonywania słabszych, za wszelką cenę.

"Współzawodnictwo może być elementem pracy wychowawczej, ale musi być stosowane z umiarem - nie może w żadnym wypadku stanowić głównej metody pracy na lekcji i pracy szkoły. Powinno być jedynie urozmaiceniem w zajęciach opartych na współpracy wszystkich uczniów - zauważa pedagog, Jolanta Rubinowska w raporcie "Antywychowawcze aspekty współzawodnictwa w szkole". W  tekście autorka przytacza też wyniki badań, które przeprowadziła:

"Współzawodnictwo sprzyja maksymalizacji osiągnięć, ale wytwarza dużo napięcia i ma ujemny wpływ na atmosferę pracy. Znacznie częściej niż nauczyciele, uczniowie dostrzegali ujemne strony. Współzawodnictwo wywołuje z jednej strony agresję, wrogość i zazdrość, a z drugiej poczucie niepewności, zagrożenia i lęku. U niektórych uczniów prowadzi to do zahamowania ich aktywności, u innych z kolei umacnia egoizm, egocentryzm".

'Zdrowa rywalizacja w szkole i w sporcie? Mam wrażenie że jest jej coraz mniej, a coraz więcej pogoni za ocenami''Zdrowa rywalizacja w szkole i w sporcie? Mam wrażenie że jest jej coraz mniej, a coraz więcej pogoni za ocenami' fot: shutterstock

"Wiele szkół przypomina dziś najgorszy rodzaj korporacji"

Budząca się Szkoła, oddolna inicjatywa, której celem jest propagowanie kultury uczenia się opartej na rozwoju potencjału uczniów, nauczycieli i szkół od lat przypomina na łamach polskiego internetu, że dzieciństwo to nie wyścig - że w pogoni za dobrymi stopniami, tracimy to, co w edukacji jest najważniejsze. Działacze Budzącej się Szkoły przypominają, że trzeba zwrócić uwagę opinii publicznej na problem ogromnej presji, jakiej poddawane są w szkole dzieci. Presji, z którą wiele z nich sobie już nie radzi.

Wiele szkół przypomina dziś najgorszy rodzaj korporacji, w których liczą się tylko wyniki. Filozofia obecnego systemu edukacji wpycha szkoły w ciągły wyścig o lepsze miejsce w rankingu. Podobnie myśli wielu rodziców

- przeczytamy na stronie ruchu, którego liderką jest dr Marzena Żylińska.

"Być pierwszym, lepszym od innych, najlepszym"

"Z perspektywy rodzica, którego dziecko uczęszczało i do "zwyczajnej" szkoły rejonowej, i do szkoły "renomowanej" z czołówki rankingów, mogę powiedzieć, że w tych drugich rywalizacja między uczniami jest wielkim problemem. Przyczyniają się niestety sami nauczyciele. Nieustannie naciskają na dzieci, żądają jak najlepszych wyników, jak najwyższych stopni, bycia pierwszym, lepszym od innych, najlepszym. Bo przecież "renoma" szkoły bierze się z osiągnięć uczniów, nie nauczycieli - pisała w naszym tekście "Dzieci rywalizują od najmłodszych lat. Rodzic: To nauczyciele żądają jak najwyższych stopni" Anna Golus.

Inna matka opisała dość kuriozalną sytuację, do której doszło w klasie jej dziecka. Dzieci, na wieść o słabych ocenach, wybuchały płaczem.

- Uczniowie klasy VI nie radzą sobie z tym, że dostają słabe stopnie ze sprawdzianów. W momencie ogłoszenie wyników dochodzi w klasie do strasznych scen.

Nauczycielka zwróciła uwagę, że dla wielu uczniów moment skonfrontowania się z wynikami testu jest przyczyną wybuchu niekontrolowanej złości, złośliwości, spazmów, płaczu, histerii. Prosiła o to, abyśmy porozmawiali z dziećmi

- opowiada nam matka ucznia szkoły podstawowej.

W rozmowie, którą opublikowaliśmy na naszym serwisie "Psycholog: W interesie szkoły leży, by rodzice przejmowali się ocenami, bo pracują one na ranking szkoły" psycholog, Agnieszka Stein, zwraca uwagę na to, że system szkolny ma wobec nauczycieli bardzo duże oczekiwania. A oni tak są zajęci ich spełnianiem, że nie mają już przestrzeni na kontakt z dzieckiem.

"W wielu szkołach dyrektor przegląda dziennik i sprawdza, kto ile ocen postawił, czy nie jest ich za mało. Kolejnym elementem tego systemu są rodzice, którzy wręcz oczekują tych ocen" - mówiła psycholożka.

O tym, że miejsce "zdrowej" rywalizacji zastępuje pogoń za wynikami, opowiada nam Łukasz, nauczyciel wychowania fizycznego w społecznej szkole w Warszawie.

- Zdrowa rywalizacja w szkole i w sporcie? Mam wrażenie, że jest jej coraz mniej, a coraz więcej pogoni za ocenami. Kiedy byłem dzieckiem, rodzice powtarzali mi, że uczę się dla siebie, nie dla ocen, kiedy te nie były najwyższe.

Teraz to oceny są najważniejsze, rodzice często walczą o nie z nauczycielami. Zdarza się, że przychodzą i wymagają, żeby były wyższe, mimo że dziecko na nie nie zasługiwało. Na zajęciach wychowania fizycznego coraz większy nacisk trzeba kłaść na omawianie zasad "fair play", żeby szanować przeciwnika i cieszyć się z dobrej gry.

Ponieważ coraz więcej dzieci nie radzi sobie z przegraną, często reagują zupełnie do niej nieadekwatnie. Płaczą, obrażają się, czują się wykluczone - mówi pedagog, nauczyciel wychowania fizycznego.

"Jak nie docisnę córek, to nie dostaną się do dobrego liceum"

- Na to, jakie uczniowie mają oceny, czy biorą udział w olimpiadach, czy wygrywają konkursy, w naszym systemie edukacji kładzie się ogromny nacisk. Od tego, jakie stopnie będą na świadectwie, w dużej mierze zależy przyszłość moich dzieci - czy dostaną się do dobrego liceum, czy nie. My z dziećmi wpasowujemy się w ten system. I dlatego nasze wieczory, codziennie, od kilku lat, wyglądają tak, że siedzimy z córkami z lekcjami po 2-3 godziny - opowiada nam Agnieszka, matka ośmioklasistki i piątoklasistki z Warszawy.

- Wiele szkół, które plasują się na wysokich pozycjach, ma często niskie i niezbyt pozytywne opinie o tym, jak wygląda atmosfera szkolna, jak kształtują się relacje między uczniami i nauczycielami. W takich szkołach mniej uwagi zwraca się na kwestie społeczne, a one też są bardzo ważne - przypomina dr Majorczyk i mówi, że obok współzawodnictwa istnieją też inne metod pracy z uczniami, które można stosować w szkołach. Pedagog zachęca do kształcenia np. metodą projektu.

 - Polega to na tym, że cała klasa robi coś wspólnie. Nauczyciel dzieli zadania między uczniów, a oni dyskutują, pracują, a potem prezentują owoce wspólnego działania. Bardzo dobrze jest podkreślać w klasie szkolnej różnorodność i doceniać ją. Warto każdemu uczniowi opracować profil inteligencji wielorakiej H. Gardnera po to, aby każdy uczeń miał świadomość, w których obszarach jest mocny, że jest częścią wspólnego sukcesu klasowego - podpowiada pedagog i podaje kolejne alternatywny dla współzawodnictwa:

- Zachęcam też do nauczania kooperatywnego, które polega na tym, że nauczyciel dzieli materiał między uczniów w taki sposób, żeby każdy stał się specjalistą w innym obszarze wiedzy, a potem wszyscy nawzajem się od siebie uczyli. Na przykład na lekcji biologii jeden uczeń zajmuje się budową komórki, drugi jej procesami, trzeci odżywianiem komórkowym, potem wymieniają się informacjami i w ten sposób poznają całość wiedzy na ten temat. Przy okazji dzieci przekonują się, że zrozumienie całości nie jest możliwe bez współpracy.

Wygrana może mieć wiele twarzy

W pamięci Agnieszki utkwiła szczególnie jedna sytuacja ze szkoły starszej córki, Emilki. Była dość niecodzienna, wyjątkowa. Pokazała też, że czasami jeden gest może wiele zmienić.

- To były łyżwiarskie zawody międzyszkolne wyższych klas szkół podstawowych. Córka wzięła w nich udział, chyba na zasadzie, że jej koleżanki startowały i ona nie chciała się wyłamywać. Zajęła ostatnie miejsce. Ostatnie na wszystkie szkoły z województwa. Można się załamać. Ale dyrektor jej szkoły ogłosił, że największą wygraną zawodów jest moja córka. Podszedł do niej i jej pogratulował. Czego? Że wzięła udział w zawodach, że współpracowała z koleżankami, że są wszystkie zgraną drużyną, że to wspaniałe, że ma tak zgrane, odważne dziewczyny w swojej szkole. Może to brzmi patetycznie, ale córka się świetnie  czuła z tym, że dyrektor ją zauważył, docenił jej starania i pokazał, że wygrana może mieć wiele twarzy.

Powinno cię również zainteresować: Finlandia: Dyrektor cieszy się, kiedy dzieci biegają po korytarzu. A u nas? Pedagog: Różni nas wszystko

Więcej o:
Copyright © Agora SA