"Odsuń się grubasie", "Nie pasujesz tu". Psycholog: Szkoła ma obowiązek, by rozwiązać problem gnębienia w klasie

Joanna Biszewska
"Twój samochód to śmieciarka, bo jeżdżą nim takie śmieci jak ty". Co czuje uczeń, który słyszy takie słowa w szkole? I to nie raz, nie dwa, tylko przez kilka lat. Dlaczego niektóre dzieci są zastraszane, a inne prześladują? Psycholog: Błędem jest oczekiwanie od doświadczającego w szkole przemocy dziecka, by "bardziej się postarało", "dało się lubić".

Przygotowując się do artykułu, rozmawiałam z kilkunastoma rodzicami uczniów szkół podstawowych. Większość z nich opowiadała, że ich dzieci doświadczyły w szkole sytuacji, kiedy ktoś je popchnął, schował dla draki zeszyty, ukradł długopis, przezwał, wyśmiał, wykluczył z zabawy, napisał obrażający komentarz na portalu społecznościowym.

Z raportu Instytutu Badań Edukacyjnych wynika, że 30 proc. uczniów doświadcza zachowań agresywnych w szkole przynajmniej kilka razy w ciągu miesiąca, ofiarami dręczenia szkolnego zaś, tzw. kozłami ofiarnymi, jest mniej więcej 10 procent uczniów. Najwięcej agresji jest w szkołach podstawowych, głównie w klasach IV–VI.

Kiedy dzieci dokuczają sobie wzajemnie, a kiedy, jak same twierdzą, jest to dowcip? "Pojęcia agresji i przemocy bywają stosowane zamiennie, a w praktyce szkolnej trudno je czasem rozróżnić. W szkole jest wiele sytuacji: zaczepianie, dokuczanie, aż po dręczenie, znęcanie, gnębienie" – czytamy na stronie Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju i Integracji Środowisk Szkolnych "Bliżej Dziecka".

Zobacz wideo

Psycholog i psychoterapeutka Magdalena Goetz, trenerka prowadząca zajęcia psychoedukacyjne dla dzieci i młodzieży, autorka publikacji specjalistycznych dotyczących m.in. przeciwdziałania problemom społecznym, uważa, że granica pomiędzy robieniem psikusów a znęcaniem się, jest cienka:

- Szkoła powinna stanowczo i adekwatnie reagować nawet na niewielkie przejawy przemocy rówieśniczej - ucząc dzieci, jakie zachowania są, a jakie nie są akceptowane. Ignorowanie zachowań agresywnych o niewielkim nasileniu buduje atmosferę przyzwolenia, prowadzi do ich eskalacji. Sprawia, że możemy nie docenić powagi sytuacji, np. kiedy uczeń doświadcza "tylko" złośliwostek ze strony klasy. Jeśli jednak trwa to tygodnie czy miesiące, może mieć na psychikę dziecka niszczycielski wpływ – podkreśla psycholog.

"Mówiły, że córka do klubu nie pasuje"

- Niby nic takiego się nie działo. Córki nikt nie bił, nie zastraszał.  Ale miała w klasie dwie dziewczynki, liderki grupy, które za moim dzieckiem nie przepadały. Zakładały kluby dla dziewczyn, ale córki nigdy do nich nie zapisywały. Miała za słabe ciuchy, ślamazarnie przebierała się na wuefie, nie umiała robić gwiazdy, wolno biegała. Mówiły, że do klubu modowego i sportowego nie pasuje - wspomina matka 12-latki, która rok temu przeniosła córkę do innej szkoły.

- Córka czuła się gorsza. Chodziłyśmy do pani psycholog, starała się wzmacniać córkę. Dla nas najlepszym rozwiązaniem okazało się przeniesienie do innej szkoły. Dziewczyny w nowej klasie są zgrane, nie tworzą klubów. Wiem, że ta atmosfera to zasługa nowej szkoły, w której nauczyciele powtarzają dzieciom, że mają być drużyną. Córka jest lubiana, rozwinęła skrzydła, świetnie się uczy – opowiada matka uczennicy VI klasy - dzisiaj warszawskiej szkoły społecznej.

Psycholog Magdalena Goetz uważa, że dziewczyna miała dużo szczęścia, trafiając do zgranej klasy. Często zdarza się niestety tak, że dzieci z doświadczeniem gnębienia są prześladowane również w nowej klasie czy szkole bo powielają stare wzorce zachowań. A z powodu lęku przed ponownym skrzywdzeniem, trudno im się włączyć w życie klasy. I znów zaczynają odstawać.

- Przenoszenie poszkodowanego dziecka do innej szkoły powinno być poprzedzone analizą sytuacji pod kątem jego dobra, a nie chęci szybkiego rozwiązania problemu. Pamiętajmy, że zmiana klasy czy szkoły to dla dziecka duży stres, może to być przez nie odbierane jako "kara" - wyjaśnia ekspertka.

- Lepiej więc to rozwiązanie traktować jako ostateczność. Oczywiście nie dotyczy to sytuacji, kiedy dziecko samo prosi o przeniesienie. Natomiast, kiedy decydujemy się na taki krok, warto poinformować nowego wychowawcę o doświadczeniach dziecka i poprosić, by pomógł mu odnaleźć się w nowej grupie - doradza psycholog, która na co dzień pracuje w Iławie.

Duszą, gryzą, pomijają, odrzucają, obgadują

Istnieje katalog zachowań, które kwalifikujemy jako przemoc w szkole. Docinki, złośliwości, wyśmiewanie, poniżanie, plotkowanie, obrażanie, groźby - to formy psychicznej przemocy werbalnej. Ignorowanie, pomijanie, odrzucanie, wykluczanie - to z kolei przemoc psychiczna niewerbalna. Psychologowie mówią o przemocy fizycznej, kiedy uczniowie popychają innych, poszturchują, szarpią, szczypią, biją, kopią, kłują, przytrzymują, duszą, gryzą.

Zabieranie lub niszczenie rzeczy, pieniędzy, pobieranie haraczy, to przykłady przemocy ekonomicznej. Przemoc seksualna może być zarówno werbalna, np. wulgarne propozycje, komentarze, plotki; niewerbalna: gesty, specyficzne spojrzenia, dźwięki wywołujące skojarzenia z zachowaniami seksualnymi; jak i fizyczna – dotykanie, szczypanie, ocieranie się, przytrzymywanie, przyciskanie, rozbieranie kogoś lub obnażanie się przed kimś, przymuszanie do różnych zachowań o seksualnym charakterze, wreszcie gwałt.

- Przemocą seksualną jest często ignorowane przez dorosłych "strzelanie ze stanika" dziewczynom. Są nią również inne formy tzw. końskich zalotów. Nie powinny być one traktowane jak norma. A często tak właśnie o nich myślimy – zwraca uwagę Goetz.

Kiedy możemy być pewni, że dziecko jest dręczone w szkole? W raporcie pt. "Bezpieczeństwo uczniów i klimat społeczny w szkole", opublikowanym przez Instytut Badań Edukacyjnych, przeczytamy definicję:

Mówimy, że jakiś uczeń lub grupa uczniów dręczy jakąś osobę (innego ucznia), jeśli: wiele razy mówi lub robi tej osobie przykre, dokuczliwe rzeczy, na przykład: wyzywa, wyśmiewa, dokucza, zmusza do czegoś, zabiera coś tej osobie, rozsyła kłamstwa na jej temat, bije ją itp.

Janek miał wyraźną nadwagę

Przemoc w szkole to nie tylko bicie i obrażaniePrzemoc w szkole to nie tylko bicie i obrażanie Fot. Jakub Ociepa / Agencja Wyborcza.pl

- W piątej klasie dołączył Janek. Przeszedł z innej szkoły, jego rodzina się przeprowadziła. Janek był duży, z nadwagą. I nieśmiały. Szybko stał się obiektem niesłownych ataków - siedział sam w klasie, w autokarze na wycieczce, był wybierany jako ostatni do drużyn na wuefie. Z czasem agresja narastała. Ostentacyjnie odsuwano się od chłopca na ławce na szkolnym korytarzu, słyszał wyzwiska "odsuń się grubasie", czy "nie pasujesz tu". Zarówno ze strony paczki chłopców, jak i od dziewczyn. W zasadzie obojętność spotykała go tylko w relacjach z niepełnosprawną dziewczynką, również - choć z innych powodów - będącą poza nurtem klasowym - wspomina ojciec jednej z dziewczynek z klasy Janka. I opowiada, jakie były dalsze losy chłopca:

- Sytuacji postanowił zaradzić wychowawca wraz z psycholożką. Podczas nieobecności Janka zwołał specjalne spotkanie z dziećmi z klasy. Opowiedział o dyskryminacji, o jej skutkach, o tym, dlaczego Janek czuje się źle, jak mu można pomóc. Wysłuchał również uwag do zachowania samego Janka, że krytykował zachowania i hobby rówieśników, nie umiał się dopasować, nie respektował "zasad" obowiązujących w paczce chłopców.

Nauczyciel nie potrafił rozstrzygnąć, czy te zarzuty dzieci z klasy były uprawnione, ale przekazał je rodzicom Janka. Ci obiecali, że z chłopakiem porozmawiają, upewniając się, czy część "winy" za zachowanie klasy nie leży po jego stronie. Wieczorem, tego samego dnia, w którym nauczyciel rozmawiał z klasą o Janku, chłopiec zaczął dostawać SMS-y od kolegów. Były to pretensje o to, że takie sprawy załatwia się w gronie rówieśników, bo dorośli ich nie rozumieją.

Janek usłyszał, że się skarży, że jest kapusiem, że nigdy nie będzie już dobrze traktowany. Kres temu przyniosły wakacje. Pod ich koniec Janek został ostentacyjnie zignorowany na podwórku przez grupę dzieci z klasy. Do dziś dominującym zachowaniem wobec niego jest obojętność. Nie ma kolegów ani koleżanek w klasie, ale nie ma już też jawnej agresji słownej. Dzieci mówią, że to się już znudziło.

Według psycholog, Magdaleny Goetz z Pracowni Aspiro przykład Janka pokazuje, że w klasie zabrakło adekwatnych działań podejmowanych na początku.

- Podjęta przez wychowawcę akcja była właściwa. Zasadniczy problem polega jednak na tym, że zbyt długo czekano na to, by wkroczyć z działaniem. A im dłużej zwlekamy, tym mniejsze są szanse na osiągnięcie sukcesu. Ogromnie ważne jest to, by nauczyciele i rodzice dyskretnie, ale wnikliwie, obserwowali sytuację na bieżąco i reagowali już na wczesne przejawy kryzysu – podpowiada psycholog i tłumaczy, co można zrobić w klasach, aby uniknąć nieporządnych zachowań:

- Dobrze, jeśli w klasie panują jasne zasady, które dotyczą relacji między uczniami. Warto omówić je na początku roku i później co jakiś czas do nich wracać. Można też spisać wspólnie z dziećmi kodeks w punktach i powiesić go na ścianie. Nauczyciel może odwołać się do niego za każdym razem, kiedy kodeks jest łamany - mówi ekspertka.

Psycholog, odwołując się do sytuacji Janka, zwraca też uwagę na niefortunny szczegół. Według niej o wiele lepiej byłoby, gdyby nauczyciel jasno zaznaczył, że to nie tak, że Janek się poskarżył, ale że to sam wychowawca i inni nauczyciele zauważyli, że Janek jest źle traktowany w klasie. - Być może wówczas złość kolegów na chłopca byłaby mniejsza i udałoby się uniknąć sms-ów. Nie ma jednak takiej gwarancji - przyznaje Goetz.

"Jesteś nieważny, jesteś nieudacznikiem"

Długotrwałe gnębienie w szkole odbija się na dorosłym życiu. Portal BBC w tekście "Why children become bullies at school" (pol. "Dlaczego dzieci prześladują w szkole") opisuje przypadek kobiety, dzisiaj 46-letniej, której w szkole dokuczano, z której wyśmiewano się, którą wykluczano z rówieśniczego życia. "Ponieważ nikt mnie nie lubił, przestałam też lubić siebie. Wpadłam w nałóg palenia, picia, latami zmagałam się z piętnem osoby odrzuconej" - czytamy w tekście brytyjskiego portalu. Historia bohaterki artykułu pokazuje, że dzieci, pomimo swojej niewinności i braku życiowego doświadczenia, potrafią być okrutnymi prześladowcami. Ich działanie bywa bezlitosne i wywiera konsekwencje na całe życie ofiar szkolnego gnębienia.

Prof. Joachim Bauer w książce "Granica bólu" pisał o tym, że wykluczenie - np. przez rówieśników z towarzyskiego życia klasowego - jest odbierane tak samo, jak ból fizyczny. W efekcie ludzie dotknięci wykluczeniem często stają się agresywni, a swoją agresję kierują na innych lub na siebie.

Magdalena Goetz mówi, że bycie ignorowanym, pomijanym i wykluczanym może być równie dotkliwe, a czasem nawet gorsze niż bezpośrednio doświadczana przemoc.

To sygnał "jesteś nieważny", "nie liczysz się", "nie istniejesz", "nikogo nie obchodzisz", "jesteś bezwartościowy", "jesteś nieudacznikiem". Dziecko w takiej sytuacji może potrzebować nawet stałej opieki specjalistycznej psychologa,  a w razie doświadczania poważniejszych symptomów zaburzeń emocjonalnych - także psychiatry

– ostrzega specjalistka.

Lekarz psychiatra, dr n med. Andrzej Silczuk z Instytutu Psychiatrii i Neurologii, tłumaczy, że doświadczenie traumy odrzucenia, porzucenia przez grupę, prześladowania na dowolnym tle, poniżania, molestowania przez rówieśników wywiera istotny wpływ na dalsze losy dorastającego człowieka.

- Chorzy dotknięci przemocą w środowisku szkolnym, o ile nie zostali objęci opieką specjalistyczną jeszcze w wieku nastoletnim, już jako osoby dorosłe trafiają do gabinetu lekarskiego, skarżąc się na depresję, głęboko zaniżone poczucie wartości, lęk napadowy i lęk społeczny, zaburzenia więzi, a także uzależnienia - wylicza lekarz psychiatra i namawia rodziców, aby nie ignorowali w szkołach dzieci agresji:

- Nastoletni pacjent dojrzewa w poczuciu bycia gorszym. W przyszłości będzie bardziej wrażliwy na odrzucenie, będzie nadmiernie zabiegał o akceptację grupy (np. współpracowników w korporacji), często przekraczając swoje dotychczas przyjęte granice.

Z drugiej strony może się wycofać, aż do izolacji społecznej, w obawie przed ponownymi przykrymi doświadczeniami. Im wcześniej dotknięte przemocą dziecko zostanie objęte specjalistyczną opieką, głównie psychologa, tym mniejsze ryzyko wystąpienia w przyszłości odległych i trudnych w leczeniu konsekwencji

- zwraca uwagę lekarz.

Przemoc jest z dzieckiem przez całą dobę

Definicja gnębienia, czy też prześladowania dzieci w szkołach, zmieniła się w ostatnich latach. Zastraszanie przybrało nowe formy. Do niedawna jedną z powszechnych cech znęcania się - jak przekonywali naukowcy - było powtarzanie się agresji wobec ofiary. Dzisiaj dzieci i młodzież żyją równolegle w dwóch światach: online i offline. Dzieci mogą siedzieć obok siebie w ławce, mogą ze sobą nie rozmawiać, a jedno z nich w tym czasie będzie poniżać kolegę w sieci, pisząc ośmieszające komentarze.

Prof. Dorothy Espelage z University North Carolina na łamach brytyjskiego portalu przypomniała, że w sieci nic nie ginie. Czasami wystarczy jeden obraźliwy komentarz, a negatywna opinia trafi do tysiąca osób. Taki komentarz może mieć decydujący wpływ na losy ofiary. Prof. Espelage tłumaczyła, że kiedyś nękanie dzieci odbywało się w określonym czasie i miejscu. Teraz - "dzięki" życiu online - nowa forma przemocy jest z dzieckiem przez 24 godziny na dobę, w dowolnej lokalizacji. "To nie musi zdarzyć się kilka razy, aby odbić się piętnem na osobie, która - w tym przypadku - jest ofiarą" - ostrzegała Espelage.

Goetz nie ma wątpliwości, że pojedyncze negatywne doświadczenia mogą mieć szkodliwy wpływ na psychikę dziecka, jednak - jak pokazują badania - to przemoc przewlekła, trwająca przez jakiś czas, ma szczególnie niszczycielski wpływ na psychikę.

PiS chce kar więzienia za edukację seksualną dzieci i młodzieżyPiS chce kar więzienia za edukację seksualną dzieci i młodzieży GRZEGORZ SKOWRONEK

"A to komuś na tik-toku coś wytknęła, a to na Instagramie z kogoś się naśmiewała"

Wbrew potocznym opiniom ofiarą gnębienia w klasie nie zawsze zostaje dziecko z charakterystycznymi cechami, np. ze względu na swoją tuszę, kolor włosów, okulary, dobre stopnie.

Magdalena Goetz podkreśla, że do roli kozłów ofiarnych gnębionych w klasach najczęściej wybierane są dzieci bardziej wrażliwe, podatne na psychiczne zranienie, a jednocześnie "słabe" - pozbawione silnych sojuszników (np. ogólnie niezbyt lubiane, mające problemy w rodzinie itp.), takie, za którymi nie ujmie się klasowa większość, a nierzadko nawet rodzice czy nauczyciele.

- Oczywiście nie jest tak zawsze i gnębienia mogą doświadczyć również bardziej popularne osoby. Zdarza się to jednak rzadziej - mówi ekspertka.

Na stronie stowarzyszenia "Bliżej dziecka" przeczytamy, że "każde dziecko może zostać poszkodowane". Wystarczy, że znalazło się w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu. Tak prawdopodobnie było w przypadku Weroniki, dziewczynki lubianej w klasie, jednej z trzech, które brylowały na korytarzach szkolnych w trakcie przerw.

Fajnie, modnie ubrana, wygadana, z niezłymi wynikami w nauce, obiekt westchnień chłopców. Była też na czasie z nowinkami internetowymi i platformami social-mediowymi. Nikt w klasie nie pamięta, od czego się dokładnie zaczęło, ale to był chyba dziwny komentarz na Instagramie, który zamieściła pod zdjęciem koleżanki. Potem takie sytuacje zaczęły się powtarzać. Weronika w klasie nadal była superkumpelą, ale wieczorami w domu robiła - to cytat z dzieciaków - "świństwa". A to komuś na tik-toku coś wytknęła, a to na Instagramie z kogoś się naśmiewała albo na grupie na messengerze kłamała, że ktoś z klasy zrobił jej coś nieprzyjemnego. W sumie głupoty, ale znajomi się wkurzyli, bo następnego dnia w klasie udawała, że nic się nie stało. Rozeszło się po szkole, że Weronika hejtuje w sieci dla popularności.

Miarka się przebrała, kiedy Weronika oskarżyła koleżankę o kradzież pomysłu na prezentację w szkole. Akurat trafiła na liderkę klasowej grupy dziewczyn i ta namówiła resztę do akcji przeciwko dziewczynie. Poszło kilkadziesiąt, częściowo wulgarnych ("debilka"), komentarzy w social mediach. Doszły szykany w szkole - wypychanie z kolejki na stołówkę, zamykanie w szatni przed salą gimnastyczną.

Weronika nie była na takie zachowanie gotowa. Zaczęła - również w sieci - coraz częściej pisać (zdaniem rówieśników też na pokaz), że zrobi sobie krzywdę. Aż dotarło to do dorosłych - nauczycieli i rodziców. Dziewczyna została przez rodziców odcięta od social mediów. Plotkuje się, że chodzi do psychologa. Dzieci przebąkują, że rodzice zamierzają przenieść ją do innej szkoły.

Jeszcze do niedawna w literaturze badawczej uważano, że istnieje tylko jeden rodzaj agresywnego dziecka. To uczeń mający problemy z samooceną, pochodzący z zaniedbanego domu. "To nie jest reguła, że prześladowcami w klasach stają się tylko dzieci z domów, w których jest agresja" – mówiła na łamach BBC prof. Espelage.

"Jeśli szkoła dobrze realizuje program przeciwdziałania zastraszaniu, prowadzi warsztaty antyprzemocowe i antydyskryminacyjne, to w takiej szkole dzieci z trudnych domów nie zawsze będą prześladować innych"  - mówiła ekspertka w wypowiedzi dla BBC. Tłumaczyła, że coraz częściej dzieci znęcające się nad innymi mają zwykle dobrze opanowane umiejętności społeczne. Są często charyzmatyczne i lubiane przez nauczycieli, dalekie od stereotypu dzieci ze złych domów. A co najważniejsze, te dzieci mogą włączać i wyłączać zastraszanie w zależności od swoich potrzeb.

"Dominujący klasowi napastnicy chcą być liderami tłumu" – mówiła Espelage, dodając: "i zostają tymi liderami w prosty sposób, spychając inne dzieci w dół hierarchii".

"Czym się różnisz od żaby? Tym, że żaba kuma"

- "Czym się różnisz od papieru toaletowego? Tym, że papier się rozwija". "Jesteś najbardziej znienawidzonym kolegą w klasie", "Czym się różnisz od żaby? Tym, że żaba kuma". "Twój samochód to śmieciarka, bo jeżdżą nim takie śmieci jak ty" - to niektóre z tekstów, które mój syn wielokrotnie słyszał na swój temat w drugiej klasie. Syn nie nosił do szkoły modnych zabawek, nie pozwalałam mu wówczas grać na konsoli w popularne gry, nie miał najmodniejszego tableta - chyba z tego powodu został zakwalifikowany przez kilku chłopców z klasy jako "ten gorszy" - opowiada matka chłopca, dzisiaj ucznia V klasy.

Jak wspomina, w klasie wśród chłopców był wówczas podział: trzech chłopców vs pięciu chłopców.

- Wśród trójki słabszych, delikatnych, mniej przebojowych, był mój syn. Na pewnym etapie chłopcy zaczęli go nękać. Syn słyszał, że jest "najgłupszym uczniem w klasie", że "na niczym się nie zna". Zdarzało się, że chłopcy napadali na niego, żeby go zastraszyć, był sekowany. W tym czasie syn stał się agresywny w domu. Zasłyszane w szkole obelgi powtarzał do swojego młodszego brata, jakby chciał się odegrać - zdradza.

Jak opowiada, poszła do wychowawczyni, ale usłyszała, że ona nie widzi problemu w klasie.

- Zasugerowała, że to ja mam problem wychowawczy. Prosiłam nauczycielkę, aby zorganizowała w klasie warsztaty psychoedukacyjne. Odmówiła. Przekonywała mnie, że ma całą klasę pod kontrolą. Jedno dziecko w klasie było opluwane, ale wychowawczyni nie uważała, że to jest przejaw agresji. W IV klasie zmieniła się wychowawczyni.  Wzięła sprawy w swoje ręce.

- Rozmawiała na osobności z moim synem i z tymi, którzy najbardziej go ciemiężyli. Ale nie ogólnikowo, tylko na przykładzie konkretnych zdarzeń i obelg, które zdarzyły się w klasie mojego dziecka. Przeprowadziła w klasie warsztaty na temat komunikacji społecznej. Werbalne ataki na moje dziecko skończyły się, ale syn do dzisiaj nie lubi szkoły. Moim zdaniem ma nieodwracalne zmiany w swoim zachowaniu i psychice - wspomina mama, która wierzy, że gdyby pierwsza wychowawczyni klasy zareagowała na jej prośbę, sprawa nękania syna skończyłaby się szybciej, zamiast trwać dwa lata.

Lekcja w szkole. Zdjęcie ilustracyjneLekcja w szkole. Zdjęcie ilustracyjne Fot. Jakub Ociepa / Agencja Wyborcza.pl

Dr Marta Majorczyk, pedagog i doradca rodzinny z poradni przy USWPS oraz wykładowca akademicki w Wyższej Szkole Bezpieczeństwa w Poznaniu uczula, aby w sytuacji, kiedy podejrzewamy, że dziecko może być nękane w klasie, sprawę jak najszybciej zgłaszać do nauczyciela.

- Zadaniem wychowawcy jest reagować na takie zachowanie. Zadaniem szkoły jest podjęcie odpowiednich kroków w celu ich niwelowania – alarmuje pedagog.

Zgadza się z nią psycholog Magdalena Goetz, która również uważa, że nauczyciel nie powinien ignorować sygnałów od rodziców. I podpowiada rodzicom jak rozmawiać z nauczycielem:

- Możliwie spokojnie, życzliwie, ale zdecydowanie. Warto wynotować sobie fakty, o których opowiemy - w ten sposób wiarygodnie wykażemy, że faktycznie dzieje się coś, co powinno zwrócić uwagę nauczyciela.  Dodajmy, że nas to niepokoi i oczekujemy pomocy ze strony szkoły. Zadeklarujmy chęć współpracy. Warto też opisać konsekwencje psychofizyczne, jakie ponosi dziecko (np. lęk przed szkołą, spadek nastroju czy bóle psychosomatyczne). Im więcej konkretnych informacji będziemy w stanie podać, tym większa szansa, że szkoła podejmie adekwatną interwencję i udzieli nam (a zwłaszcza dziecku) właściwej pomocy - mówi ekspertka i dodaje:

-  Nie zgadzajmy się na sugestie, że dziecko prowokuje swoje problemy. Nawet jeśli częściowo tak jest, to pracować należy nie tylko z dzieckiem, ale też ze sprawcami gnębienia.

Za to, co dzieje się w klasie, odpowiada szkoła

- Jeśli dziecko mówi, że nie chce iść do szkoły, skarży się na objawy somatyczne (ból głowy, brzucha), nie chce spotykać się z dziećmi z klasy, to nie możemy bagatelizować tych sygnałów - mówi pedagog Marta Majorczyk. Podpowiada, aby pracować z dzieckiem w domu, wyjaśniać, czym jest stawiania granic, asertywność i pewność siebie. Ale w tym samym czasie nie wolno nam, rodzicom, lekceważyć tego, co mówi dziecko o swoim życiu w szkole.

- Kiedy opowiada, że jest wykluczane z zabawy, od dłuższego czasu giną mu/jej rzeczy z piórnika, słyszy na swój temat niemiłe uwagi, to spokojnie i rzeczowo porozmawiajmy z dzieckiem po to, aby mieć ogląd w sprawie. Rodzice powinni nauczyć dziecko pewnych zasad, które pozwolą na dobre funkcjonowanie w grupie, ale też nie mogą bagatelizować sytuacji, kiedy dziecko w klasie jest szykanowane. Jeśli tak się dzieje, musimy dziecko wesprzeć, nie krytykować  za postawę uległości, bierności wobec rówieśników. Podkreślmy fakt, że dziecko odważyło się z nami porozmawiać o swoich problemach. Dajmy odczuć, że dostrzegamy jego klasowe kłopoty – radzi pedagog.

Goetz dodaje, że rodzice - oraz samo dziecko - mają w takiej sytuacji bardzo ograniczony wpływ na to, jaka jest sytuacja w szkole. Nie wolno zatem na dzieci cedować odpowiedzialności.

Za to, co dzieje się w szkole, odpowiada przede wszystkim szkoła. To ona ma obowiązek rozwiązać problem i pomóc gnębionemu dziecku

- podsumowuje psycholog. 

Po czym poznać, że dziecko jest ofiarą szkolnej przemocy? Co powinno zaniepokoić rodziców? Czytaj w naszym poradniku

Więcej o:
Copyright © Agora SA