Od 15 lat pierwszego dnia szkoły Amie wysyła do każdego z rodziców jej wychowanków prośbę. Opiekunowie mają napisać list, w którym opiszą nauczycielce swoje dzieci. Wypowiedź ma mieć milion (lub trochę mniej) słów. Pani Brown oczekuje, że rodzice napiszą o dziecięcych marzeniach, obawach, mocnych i słabych stronach. Oczywiście Amie nie ocenia tych listów, nie patrzy na gramatykę ani ładne pismo. Zwraca natomiast uwagę na to, jakie jest podejście rodzica do dziecka i co opiekun wie o podopiecznym.
Amie przyznała, że listy są bardzo przydatne – dzięki nim praca z dziećmi jest łatwiejsza. Nauczycielka dowiadywała się z nich m.in. o zdolnościach i talentach podopiecznych, ich zainteresowaniach, wrażliwości, konfliktach (np. między rodzeństwem), a nawet o alergiach czy innych dolegliwościach.
Pani Brown ma wiadomości od rodziców zawsze pod ręką i korzysta z nich wtedy, gdy pojawiają się problemy wychowawcze z dziećmi. Listy są także swego rodzaju pamiątką:
Miałam dwóch uczniów, którzy niespodziewanie stracili mamę. Brat i siostra. […] Natychmiast poszłam do teczek, żeby wyciągnąć listy, które napisała ich mama. To piękny prezent, który czuję, że mogę dać uczniom, żeby dowiedzieli się, jak bardzo rodzice ich kochali.
Kiedy nauczycielka porządkowała teczki, zauważyła coś, na co wcześniej nie zwróciła uwagi. W teczce z 2003 roku, z pierwszego rocznika, na którym zastosowała tę metodę, znajdowało się bardzo dużo listów. Prawie wszyscy rodzice napisali jakąś wiadomość o dziecku. Teczka z roku 2017 była jednak dużo cieńsza. Tylko 22 procent wszystkich rodziców wysłało list do nauczycielki. Amie zrobiło się szkoda dzieci:
To smutne, że teraz więcej rodziców ma dostęp do urządzeń elektronicznych, które ułatwiają im takie zadanie i pozwalają poświęcić na nie mniej czasu.
Pani Brown zauważyła też, że z brakiem zaangażowania rodziców w życie dzieci, wiąże się niedopełnianie szkolnych obowiązków przez uczniów. Według niej kiedyś rzadko zdarzało się, by któryś z wychowanków nie odrabiał pracy domowej. Obecnie jest inaczej – prawie połowa klasy nie oddaje regularnie zleconych zadań, choć nauczycielka zadaje jej niewiele:
W tym roku średnio 67% uczniów w klasie oddaje pracę domową. Proszę ich dwa razy w miesiącu o pięć zdań na temat tego, co uczeń przeczytał w wolnym czasie. Przypominam im o tym, wysyłam sms-y z przypomnieniami. To jedyne, co mogę dla nich zrobić. Rodzice wciąż pozwalają dzieciom na otrzymywanie złych ocen. To frustrujące.
Nauczycielka zaznaczyła, że nie jest w stanie dopilnować każdego dziecka z osobna i przypomniała rodzicom o ich ogromnej roli wychowawczej. To przede wszystkim do nich dziecko powinno przychodzić ze swoimi problemami. Oni też powinni uczyć dzieci odpowiedzialności i zaszczepiać chęć do zdobywania wiedzy:
Jak mamy edukować dzieci, kiedy ich rodzice nie wymagają od nich nawet odrabiania prac domowych? […] Bądź rodzicem. Bądź zaangażowany w życie swojego dziecka, żebyś mógł mu pomóc w razie problemów ze znajomymi, ewentualnymi myślami samobójczymi i problemami w szkole. Obiecuję ci, jeśli spędzisz więcej czasu z dzieckiem i zaangażujesz się w jego życie, zobaczysz ogromne postępy w szkole i życiu towarzyskim.